Pierwsza zima w Tatrach – Czarny Staw Gąsienicowy


Pomysł o zimowym wyjeździe w Tatry wpadł mi do głowy tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Grudzień w tym roku jest wszakże nie zimowy, a w dodatku w czasie świąt panuje w górach i Zakopanem sakramencki halny, dlatego do ostatniej chwili waham się, czy jechać. W końcu ryzykuję - najwyżej nie pójdę w góry, tylko połażę po Krupówkach.
Kiedy przyjeżdżam na miejsce wiatr nawet się wycisza, a prognozy na dzień następny są obiecujące. Nic nie staje na przeszkodzie, by wyrusz planowaną trasą: z Kuźnic nad Czarny Staw Gąsienicowy. Nie jestem do końca pewna, czy plan w ogóle jest wykonalny, ponieważ sporo szlaków w Tatrach jest zamkniętych z powodu powalonych drzew, ale chcę się przekonać na własnej skórze, czy podołam. Wybieram drogę żółtą przez Dolinę Jaworzynki z racji tego, że jest mniej zalesiona. Początkowo wszystko wygląda dobrze, aż do miejsca gdzie powalonych jest co najmniej 10 drzew.


Szlak żółty
Na szczęście szybko znajduję sposób na obejście przeszkody i żwawo idę przed siebie, jednocześnie mając nadzieję, że dalej nie będzie podobnych barykad. Żółty szlak wybrałam właśnie ze względu na jego odkryty charakter, pomimo że jest bardziej narażony na lawiny. Jednak z racji tego, że tegoroczna zima jest bezsnieżna, nie ma się czym martwić. Po 20 minutach wędrówki przez Polanę Jaworzynki szlak zakręca w prawo i zaczyna piąć się ku górze. Omijam pojedyncze drzewa, a pod nogami tylko gdzieniegdzie zalegają płaty lodu. Gdy wychodzę na odsłonięty teren pojawiają się pierwsze widoki, ale również czuję silniejsze podmuchy wiatru. Niestety halny dalej wieje, tyle że z mniejszą siłą niż kilka dni temu. 

Grzbiet Gubałówki oraz w oddali Babia Góra
Szlak żółty z widokiem na Kopę Magury
Ścieżka miarowo pnie się ku górze, narażając mnie na nieco większy wysiłek. Mocno stąpam po ziemi na otwartym terenie, ale poza wiatrem na szlaku nie czyhają żadne niespodzianki. Po 1,5-godzinnej wędrówce docieram na Przełęcz między Kopami, gdzie chwilę odpoczywam, podziwiac Giewont i Zakopane. Dzień jest piękny.

Przełęcz między Kopami z widokiem na Giewont
Skupniów Upłaz, Nosal, Gubałówka i Zakopane
Królowy Grzbiet i Tatry Bielskie
Niebawem ruszam dalej niebieskim szlakiem przez Królową Rówień. Jak nazwa wskazuje idę po równym terenie, a po kilkunastu krokach wyłania się charakterystyczny krajobraz od Żółtej Turni przez Granaty, aż po Kościelec. Maszeruję ostrożnie, gdyż lód zalega na całej szerokości drogi, ale nie sposób patrzeć pod nogi - coś przyciąga wzrok o wiele bardziej.

Żółta Turnia, Granaty, Kozi Wierch, Kozie Czuby, Zmarzłe Czuby i Kościelec
Mały Kościelec oraz Kościelec
Halny smaga chmurami, szaleje wiatr nad szczytami
Po około 15 minutach marszu nieznacznie tracę wysokość i osiągam poziom Hali Gąsienicowej. Słońce przedziera się przez chmury, by po chwili im ustępować, a przede mną wyrasta coraz ładniejszy krajobraz w nowej zimowej odsłonie. Hala jest nieznacznie pokryta białym puchem, serwując turystom namiastkę zimy. By dotrzeć do schroniska pozostaje do pokonania krótki odcinek przez polanę i niewielkie zejście. Po kwadransie jestem na miejscu i wchodzę do środka, by się ogrzać, coś przekąs i przygotować do dalszej wędrówki. W Murowańcu zastaję pojedyncze osoby, jest cicho i spokojnie.

Wznoszące się nad halą: Kościelce, Świnica i Pośrednia Turnia
Panorama z Betlejemką: od Kościelca po Liliowe
Schronisko PTTK Murowaniec
Kolejnym celem na trasie jest Czarny Staw Gąsienicowy. Szlak niebieski prowadzi po równym terenie, trawersując zbocza Małego Kościelca. W zimie jest to bardzo lawinowy teren, ale przy obecnej jedynce i nieznacznej pokrywie śnieżnej mogę iść spokojnie. Ścieżka jest mocno oblodzona, dlatego posuwam się powoli, ale bez zimowego sprzętu daję radę. Dojście nad staw zajmuje niespełna 30 minut, a jego zimowe otoczenie robi piorunujące wrażenie. Na wpół zamarznięte jezioro, przyprószone śniegiem szczyty, strzeliste turnie. Całość wygląda groźnie i budzi respekt. Takie tatrzańskie oblicze jest dla mnie nowością.

Majestatyczny Kościelec
Kozie Czuby i Kozi Wierch w chmurach
Granaty
Kościelec i szlakowskaz
Lodowe kry na tafli Gąsienicowego
Nad stawem nie zostaję długo ze względu na niesprzyjające warunki i niebawem szykuję się do powrotu po swoich śladach. Po 15 minutach jestem ponownie w Murowańcu, gdzie wchodzę na ciepłą herbatę. Bacznie obserwuję komunikaty pogodowe, które zapowiadają na popołudnie nasilenie wiatru. Postanawiam nie zwlekać z powrotem do Zakopanego i ruszam w kierunku Przełęczy między Kopami. Na podejściu pod Królową Rówień oglądam się ostatni raz za siebie...

Ostatnie spojrzenie
Z bliska
Na Przełęczy między Kopami skręcam w prawo, czyli obieram szlak niebieski przez Boczań. Po chwili teren się odsłania i obserwuję jak na Diabełku wiatr targa turystami idącymi z przodu. Adrenalina osiąga poziom hard, gdy odczuwam te podmuchy na własnej skórze. Ciężko jest mi się utrzymać na nogach, więc staram się iść pochylona, prawie kucając. Kolejny odcinek wzdłuż Skupniów Upłazu jest łatwiejszy do pokonania, ponieważ osłaniają mnie skały, a z każdym krokiem znajduję się niżej. Następnie już swobodnie maszeruję lasem, choć niemałego stracha napędzają mi trzeszczące drzewa smagane wiatrem. Po 30 minutach szybkiego marszu wychodzę z lasu, a na kwaterę pozostaje mi 15 minut marszu. 
Kiedy wchodzę do ciepłego pokoju doceniamy spokój i komfort. Niepostrzeżenie wskakuję pod koc i analizuję dzisiejszy dzień. Dziś góry pokazały siłę żywiołu, jakim jest wiatr. Nie tylko przez sytuację pokonania odkrytego odcinka, ale również obraz zniszczeń jakie poczynił halny przez ostanie 4 doby. Przerażający widok pozostanie na długo w mojej pamięci, a tatrzański drzewostan już nigdy nie będzie taki sam...

Szlak zamknięty - przejście na własną odpowiedzialność...

A.N.

28.12.2013



1 komentarz:

  1. Im dłużej jestem na tym blogu tym bardziej chce zostać dłużej. Relacja fantastyczna.

    OdpowiedzUsuń