Listopadowa pogoda nie zachęca do wyjścia w góry, ale na przekór aurze stawiamy na Beskid Śląski z czeskim podejściem. Jedziemy do miejscowości Nýdek, po drodze mijając Třinec, którego szary krajobraz napawa grozą.
Po 1,5-godziny jazdy samochodem docieramy na miejsce, skąd startujemy czerwonym szlakiem. Według znaków na szczyt czeka nas dystans 3,5 km, a początkowo idziemy drogą asfaltową między domami. Po 20 minutach wreszcie szlak skręca do lasu, a w trakcie marszu możemy obserwować maszt na szczycie Czantorii. Niebawem osiągamy Przełęcz Padový, skąd według znaków pozostaje zaledwie 2km na szczyt.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjsk5VsSMEBcBAf7zsYPUx4slkhxcGQj7Lllp0CnEAjIXHNHksoT3YyhyrDKKwnJbTjdDX5_BTsnhmOOB9QInFm37UwuMA_JO1u71L5OV0sC4Hv1Z9o6BRZ2zBUkQZAEcudrhsGxwu6_7Y6XdKtjmo_2PKvuLp3b-4wJ39W6289Rd4-h3xn5yAOzYgNiJc=w640-h428) |
Przełęcz Padový |
Następnie maszerujemy szeroką drogą, która zaczyna się coraz bardziej dłużyć. Wariant czerwony pozbawiony jest widoków, a mroczny las skutecznie zniechęca do dalszej wędrówki. Po upływie 90 minut krajobraz robi się zimowy, a wszystko to za sprawą szadzi, która oblepiła bór świerkowy. Po kilku krokach spośród drzew wyłania się czeskie schronisko – Chata Čantoryje. Schronisko działa od 1904 roku, niegdyś mogło pomieścić 54 osoby, jednak obecnie działa tylko jako bufet i nie oferuje noclegu. Dzisiaj nikogo nie ma pobliżu, jest zimno i mrocznie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhU8mktr9AQRf0etJYOkUTgfvxvCVNKwST5nPzAmSs6sMlpubCzpnTfEtW2PqR57CLGx8MnOF2z2UalRD20FGzNdBKn0S0bZ4qaQ9zldzGQf-AlifFZZgbsGn0fPfRZlx81HdSwqdGLKcBsj0QIpdSrbe5kHObvFDH_N2ESvEffZ2yScm1KbAe5PBdijMM=w640-h426) |
Szadź |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEi6HPihOw0R0n4plYbW1ATZv3npEcC-HF5AR7dRtcnKR12S_9LP3qxlTkYPoOsaXjc24H-3YOkqmzBy2iTRr7XW1ICDz_FwvU0TVWjQ1APKC5HxUeP51t4TUbjSNb0lQNYGQkLb6tH2VzZhxcPZ2pQO_OU0oDEbR5K_3Y0CuQKD0JJjxM4TTM0AR_znw90=w640-h426) |
Chata Čantoryje |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhmj4NbEuUhCpJH1izuzG9OqzEWd_jLLaajKWTWrW4wD2zQ7TdcprNdbdVLPLJ4PSVXMDeIfVWhvyyFOE00uw7cgw0fbMb8oAt-420bpKJwdmmPtzB0ST3qkvdcWLmtItoiZUFJkddLpjviRjNAOl2V57_fn2q8oA_uFmEII0ijtjPpdaxKZySIdBuG4kk=w427-h640) |
Granica państwa |
Niebawem ruszamy na szczyt. Szlak czarny wygląda bajkowo - oszronione drzewa i wiszące nisko chmury tworzą niesamowitą aurę. Już po 10 minutach osiągamy wierzchołek Czantorii Wielkiej, gdzie znajduje się wieża widokowa i miejsce do odpoczynku. Czantoria jest najwyższym szczytem czeskiej części Beskidu Śląskiego, a przy dobrej pogodzie można z niej obserwować panoramę obejmującą Beskid Śląski, Śląsko-Morawski, Pogórze Śląskie oraz Górny Śląsk.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEiaXqaZj5nVxltT_REHY5hKPeIyv2IRAx48YahXieM38Qk6QvWotepZzMOjSvcHNeCGhE3siguj6QjiTFEnaOi9YJnwLxLExNulc9cQ2AkOiUAA1cEOfJf-Q12NEhLwOhWU4lBAK2u5fk-pQr8WSstrJx15ynK6hN1YqvRN_cPlpUsMd65EyIPZRCWbm68=w640-h424) |
Droga na szczyt |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgxxgsu6bbrFemaTTNoZzvGi_z2e6ayMIgxSyqg83j-beSOP7EjfNpcFtZY8mVvEjyhmG-mIvpQKBzxtVfmHKRT0tflFjLaau3NPkVXyofyhAL2eLPql5h7qy6ltnGM7m8K8V9l1X1Y6x1fbxoQjjwwzs8_sEJagl-ZjP5qcEgiLk5BQ5ylQRxgQxAcYx0=w424-h640) |
Wielka Czantoria |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhUACvyHyAxtmAsqUCOLitdJ6Glp3z8MKyQTYn41fhIA1kFs9ZSIOlKP9n5G8avhgDZg-U-u_gQae6n_ELh1cjUG2aZNxOwytzKjaEbqPXcDhhRTmW1oDEi6OQqWNX4DyZomeMS0RRl5VXlu6ZoHNp7sP2zOHal1LjaRmrhYGICV7o1NN0ceq34gaGGdD0=w640-h426) |
Wierzchołek |
Po chwili ruszamy w dalszą drogę, a naszym celem jest Wielki Soszów. Szlak graniczny czerwony początkowo opada dość stromo w dół, z czasem łagodnieje, a od Przełęczy Beskidek wznosi się nieznacznie w górę. Widoki na szlaku są ograniczone, ale droga mija szybko i po nieco ponad godzinie docieramy do schroniska. Wchodzimy do środka, by się ogrzać, choć temperatura jest niewiele wyższa niż na zewnątrz. Niestety po chwili spotykamy się z niebywałym chamstwem właścicielki i zostajemy wyrzuceni ze schroniska, ponieważ mieliśmy czelność pić własną herbatę z termosu. Coś podobnego nie spotkało mnie przez lata chodzenia po górach i był to ostatni raz, kiedy weszłam do tego lokalu, bo inaczej nie można nazwać obiektu, nie mającego nic wspólnego ze schroniskiem. W tej sytuacji udajemy się prosto na szczyt, ostrzegając po drodze innych turystów, mających zamiar wejść do środka. Podejście na Velký Šošov jest strome, choć krótkie, a na szczycie wita nas przyjemna panorama i spektakl chmur.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhi11mauBqSkSiJeXt3f_ZF22F0B0qQU50FTgsE8fgZk75l9nXxj9WrhzvbM8hyDv-8YPhACHSJJpI1d43JhJSzIV29GnDnGnFrpnYncukoJRTkIuwxi580HkbbQHSZyMRbeM4QFWfqP3rp_To1rCay86Y4A9f3E-LwkKbl5XiFWhi9QHhABhwfOnhDX2Q=w640-h424) |
Schronisko Soszów |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjj0D1wJnyhmcYA1w-unXOv6bFi-HuSJPPcaXUzSGwIHir3ZB2WF-fyUV9tVWuNJqQs37ifrPW_AaREFZeA08zOvzd6K-9Utu3_jinYkXvPKi7m5TiBeSjbTU876JB5Ai9DUZqH8EKM9dXpMri0rwRUo7umZL2UPpv2B-GUJ8_mtZ7NtlSvMCPgzlAfwr4=w640-h426) |
Spektakl chmur |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEi7rnBSANrPHTFmXue3z-iX0GZEz7QTuV5juCDkxTXHo_C2MmzXXR3fhuNpXi-PIMdrdssCFtoa8USzPW8Cg9WJkoahROJjlHSqJgMe98uVDc3te0G1FYWkLWoWOXHlEwkli-ec-ybuQy2h02Fl0VgeScZ6iXA5w9_OfqpSOKAyDD_x_tv3zMAXKC2xbBw=w640-h426) |
Beskid Śląski |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhSJvWUi-wiw4KjAM4_nyxLJ3rHAOYEithckgRZA1Uin5pCyb4ETII_OwLnEBt1F1gOkdhf1-bUMaMMGWKseIuP9DcPLpbkJ6zJE-OudP6Mc19daD2SkNl98FQZtpx35C4_kge9-AXJstCpfspipbE_el-QO1Z3_ClgGJJ6C2nyzdk2MVy15K4qgN1BYGg=w427-h640) |
Wierzchołek |
Mieliśmy dziś jeszcze w planach Stożek, ale ponieważ jest listopad i dość krótki dzień, decydujemy się na skrócenie trasy i zejście z Soszowa prosto do Nydka. Odbijamy żółtym szlakiem w prawo (aktualnie niebieski) i umiarkowanie tracimy wysokość przez las. Ścieżka jest bardzo przyjemna i wręcz dziewicza - chyba dawno nikt tędy nie szedł, a jedynymi bywalcami są sarny, których stado przecina nam drogę. W dalszej części szlak robi się błotnisty aż do drogi asfaltowej, którą zastajemy po 50 minutach. Trasę kończymy na 17 kilometrze - zmarznięci, zawiedzeni ludzkością, ale zachwyceni jak zawsze górami. Mimo wszystko czeska trasa mnie nie porwała. Szlaki po polskiej stronie są dużo ciekawsze i warto ten masyw eksplorować właśnie od wschodniej strony. Na pewno wrócę w te rejony z nadzieją zmiany dzierżawcy schroniska na Soszowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz