Český film - Velká Čantoryje i Velký Šošov z Nýdek


Listopadowa pogoda nie zachęca do wyjścia w góry, ale na przekór aurze stawiamy na Beskid Śląski z czeskim podejściem. Jedziemy do miejscowości Nýdek, po drodze mijając Třinec, którego szary krajobraz napawa grozą.
Po 1,5-godziny jazdy samochodem docieramy na miejsce, skąd startujemy czerwonym szlakiem. Według znaków na szczyt czeka nas dystans 3,5 km, a początkowo idziemy drogą asfaltową między domami. Po 20 minutach wreszcie szlak skręca do lasu, a w trakcie marszu możemy obserwować maszt na szczycie Czantorii. Niebawem osiągamy Przełęcz Padový, skąd według znaków pozostaje zaledwie 2km na szczyt. 

Przełęcz Padový
Następnie maszerujemy szeroką drogą, która zaczyna się coraz bardziej dłużyć. Wariant czerwony pozbawiony jest widoków, a mroczny las skutecznie zniechęca do dalszej wędrówki. Po upływie 90 minut krajobraz robi się zimowy, a wszystko to za sprawą szadzi, która oblepiła bór świerkowy. Po kilku krokach spośród drzew wyłania się czeskie schronisko – Chata Čantoryje.
 Schronisko działa od 1904 roku, niegdyś mogło pomieścić 54 osoby, jednak obecnie działa tylko jako bufet i nie oferuje noclegu. Dzisiaj nikogo nie ma pobliżu, jest zimno i mrocznie.

Szadź
Chata Čantoryje
Granica państwa
Niebawem ruszamy na szczyt. Szlak czarny wygląda bajkowo - oszronione drzewa i wiszące nisko chmury tworzą niesamowitą aurę. Już po 10 minutach osiągamy wierzchołek Czantorii Wielkiej, gdzie znajduje się wieża widokowa i miejsce do odpoczynku. Czantoria jest najwyższym szczytem czeskiej części Beskidu Śląskiego, a przy dobrej pogodzie można z niej obserwować panoramę obejmującą Beskid Śląski, Śląsko-Morawski, Pogórze Śląskie oraz Górny Śląsk.

Droga na szczyt
Wielka Czantoria
Wierzchołek
Po chwili ruszamy w dalszą drogę, a naszym celem jest Wielki Soszów. Szlak graniczny czerwony początkowo opada dość stromo w dół, z czasem łagodnieje, a od Przełęczy Beskidek wznosi się nieznacznie w górę. Widoki na szlaku są ograniczone, ale droga mija szybko i po nieco ponad godzinie docieramy do schroniska. Wchodzimy do środka, by się ogrzać, choć temperatura jest niewiele wyższa niż na zewnątrz. Niestety po chwili spotykamy się z niebywałym chamstwem właścicielki i zostajemy wyrzuceni ze schroniska, ponieważ mieliśmy czelność pić własną herbatę z termosu. Coś podobnego nie spotkało mnie przez lata chodzenia po górach i był to ostatni raz, kiedy weszłam do tego lokalu, bo inaczej nie można nazwać obiektu, nie mającego nic wspólnego ze schroniskiem. W tej sytuacji udajemy się prosto na szczyt, ostrzegając po drodze innych turystów, mających zamiar wejść do środka. Podejście na Velký Šošov jest strome, choć krótkie, a na szczycie wita nas przyjemna panorama i spektakl chmur.

Schronisko Soszów
Spektakl chmur
Beskid Śląski
Wierzchołek
Mieliśmy dziś jeszcze w planach Stożek, ale ponieważ jest listopad i dość krótki dzień, decydujemy się na skrócenie trasy i zejście z Soszowa prosto do Nydka. Odbijamy żółtym szlakiem w prawo (aktualnie niebieski) i umiarkowanie tracimy wysokość przez las. Ścieżka jest bardzo przyjemna i wręcz dziewicza - chyba dawno nikt tędy nie szedł, a jedynymi bywalcami są sarny, których stado przecina nam drogę. W dalszej części szlak robi się błotnisty aż do drogi asfaltowej, którą zastajemy po 50 minutach. Trasę kończymy na 17 kilometrze - zmarznięci, zawiedzeni ludzkością, ale zachwyceni jak zawsze górami. Mimo wszystko czeska trasa mnie nie porwała. Szlaki po polskiej stronie są dużo ciekawsze i warto ten masyw eksplorować właśnie od wschodniej strony. Na pewno wrócę w te rejony z nadzieją zmiany dzierżawcy schroniska na Soszowie.


A.N.

22.11.2014



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz