Tak samo było początkiem roku 2014. Otwieram mapę Beskidu Żywieckiego i znajduję fantastyczną trasę - nie dość że nowe szlaki to i nowe miejsca. To będzie strzał w "10" zwłaszcza, że lutowe warunki są iście wiosenne.
Jedziemy w sobotę do Żabnicy, skąd rozpoczynamy wędrówkę zielonym szlakiem z parkingu w kierunku Rysianki. Początkowo idziemy drogą, by potem wkroczyć w piętro lasu ciągnące się aż do Hali Pawlusiej. Szlak jest niewymagający i bardzo przyjemny, poza momentami z oblodzonym podłożem - wtedy jest nieco "ciekawiej" ;) Od rozstaju między Romanką a Rysianką pozostaje nam ostatnie podejście do schroniska, spod którego podziwiamy góry i chmury wiszące nad nimi.
Na Rysiance robimy sobie dłuższą przerwę i zerkamy na mapę na dalszą trasę, która wygląda obiecująco. Najedzeni i napojeni ruszamy dalej.
Kontynuujemy wędrówkę żółtym szlakiem, mijając po drodze Halę Lipowską. Tutaj już się nie zatrzymujemy i kierujemy się na Halę Redykalną. Finalnie chcemy dotrzeć na Boraczą, ale zamiast szlaku zielonego wybieramy dłuższy wariant szlakiem żółtym. Dzięki temu zamiast marszu przez las czeka nas dreptanie po odsłoniętym terenie przez hale i podziwianie Beskidu w niepowtarzalnej grze świateł. Opłaciło się.
Na Halę Redykalną docieramy w pełni sił, gdyż prawie cały czas szliśmy po równym terenie. Jedynym urozmaiceniem był czasem lód a czasem błotko ;) Teraz będziemy odbijać w prawo na czarny szlak, ale przedtem zatrzymujemy na łyk wody. A ja jak zwykle nie ustoję w miejscu to przebieram sobie nóżkami ;)
Dalej również idziemy po równym, odsłoniętym terenie, a wręcz czasem w dół. Dopiero pod schronisko na Hali Boraczej mamy nieco pod górkę. Szybko pokonujemy wzniesienie i po łącznie 30 minutach docieramy do celu. Szybkie foto i wchodzimy coś zjeść.
Schronisko jest zgoła inne niż te, które dotąd odwiedzaliśmy. Kojarzy mi się trochę z barem mlecznym, ale najważniejsze że jest gdzie odpocząć. Nie zabawiamy tam długo bo lutowe dni są jeszcze dość krótkie. Wychodzimy na zewnątrz i po znalezieniu czarnego szlaku kierujemy się w dół. Według tabliczek czeka nas 40 minut marszu. Ścieżka prowadzi początkowo kamienistym i błotnistym żlebem przez las, by po 20 minutach przetransformować się w drogę asfaltową. Nogi teraz mogą odpocząć od niewygodnych kamieni (no bo kto widział w górach kamienie :P). Mija kolejne 20 minut, gdy docieramy do parkingu w Żabnicy. Finish!
Trasa prowadząca trochę w nieznane, okazała się przyjemna i kompletnie niewymagająca, a w dodatku bardzo widokowa. Godna polecenia dla każdego, kto zaczyna przygodę z górami. I dla starych wyjadaczy też ;)
A.N.
08.02.2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz