Wymagające 995mnpm (W końcu nazwa Wielka Czantoria zobowiązuje)

Na Czantorię miałam chrapkę już od dawna, ale jakoś nie było nam po drodze (tyle jest tych gór, że najchętniej by je się wszystkie naraz odwiedziło… :D) Liczyłam oczywiście na piękna pogodę, powalające widoki i bajkową aurę. Niestety w niedzielę nawet nie spodziewamy się ładnej pogody. Świat pogrążony jest w chmurach, a aura nie z bajki, lecz co najwyżej z horroru. Ruszamy z parkingu pod wyciągiem i prawą stroną stoku rozpoczynamy wędrówkę czerwonym szlakiem.

Pierwsze widoki
Szlak po chwili odbija w prawo i prowadzi przez las. Śnieg trochę posypuje i jest bezwietrznie. Póki co idziemy niewymagająco pod górę, żwawym tempem. 


Czerwony szlak
Po około 35 minutach wchodzimy w chmury, a ścieżka znacznie się wyostrza. Śnieg jest znacznie głębszy, więc idzie się trudniej, a w dodatku wdrapujemy się chyba pionowo w górę… A bynajmniej tak się czuję. Na domiar złego zaczyna dmuchać wiatr z zachodu przez co ogólnie warunki są nieprzyjemne. 

Wchodzimy w chmury
Po 1,5h katorżniczego marszu docieramy na Polanę Stokłosica, czyli górną stacje KL Czantoria. Zasłużyliśmy na przerwę i śniadanie. Wciąż wieje zimny wiatr, a aura nie zachęca do wędrówek. 

Szaro, buro i ponuro
Po około 20 minutach regeneracji ruszamy w kierunku szczytu. Po krótkim, wygodnym odcinku zaczyna się zabawa… Śnieg jest bardzo kopny i trzeba włożyć sporo siły, by się w nim poruszać. Nogi się zapadają i czuje jakbym szła w miejscu. Tym bardziej się spinam i staram dotrzymać kroku Bartkowi, ale opadam z sił… Ostatni etap pod górę już idzie mi lepiej i finalnie po 35 minutach zdobywamy szczyt Czantorii Wielkiej. Łatwo nie było, przyjemnie też nie. Energia z nas uszła… 

Już widać szczyt
Ku naszemu zaskoczeniu wszystkie „budki’ na szczycie są pootwierane i zachęcają gorącą kiełbasą lub grzańcem. My póki co przechadzamy się, a przy tym rozmyślam, by kiedyś trafić na Czantorii na piękne widoki i w końcu wyjść na wieżę widokową. Nigdy nie miałam okazji, bo i rzadko mnie ten szczyt rozpieścił.

Otwarte
Wieża będzie musiała poczekać na moje odwiedziny
Polskie oznaczenia szczytowe
Początkowo mieliśmy w planach zejście szlakiem niebieskim i odwiedzenie czeskiej Chata Čantoryje, ale wraz z opadaniem sił plany się zmieniły i trasa uległa modyfikacji. To już koniec naszej wędrówki, a powrót czeka nas tą samą drogą. Decyzja nieodwołalna.

Tamtędy do Czech :)
Tam wiedzie szlak graniczny na Soszów i Stożek
A tu zakochańce :)
Po obwąchaniu każdego kąta kopuły szczytowej wracamy. Zejście idzie nam znacznie sprawniej, a i ludzie zaczynają się pojawiać na szlaku. Zaskakująca wręcz ilość. Po 25 minutach ponownie robimy postój śniadaniowy na poprzedniej miejscówce. Po odzyskaniu energii i zapału zejście do samochodu wręcz sprawia nam frajdę, nawet czasem podbiegamy. Uwielbiam te zimowe zejścia :D I tak oto po 40 minutach odjeżdżamy z Ustronia, tęskno wypatrując widoków. Nie tym razem… Tym bardziej dobija mnie fakt, że zapowiadają odwilż… No i kiedy ja się tą zimą nacieszę?

A.N.

24.01.2016



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz