Trasa polsko-czeska, czyli opowieść o tym jak utrudnić sobie drogę na Stożek

W niedzielę pogoda zapowiada się taka sobie. Trochę szkoda dnia na siedzenie w domu, ale również nie warto jechać gdzieś daleko i wysoko. No i tak wybór pada na dobrze znany nam Stożek, tylko wykombinowałam „nieco” udziwnioną trasę ;)
W tym celu jedziemy do przejścia granicznego Janowice – Bukovec i tam zostawiamy samochód. Wiem, wiem – Stożek jest raczej w Wiśle, ale my lubimy wyzwania :D Tak więc o godzinie 08:00 startujemy szlakiem żółtym w kierunku Młodej Góry. Początkowo droga prowadzi między domami, ale znacznie nabieramy wysokości. Dopiero po 45 minutach wchodzimy w las i wciąż szeroką ścieżką podążamy przed siebie.


Gdzieś nad Istebną
Chmury wiszą nad górami, ale jest dosyć ciepło. Czasami tylko wiatr daje popalić na odkrytym terenie. Poza tym wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po około 30 minutach docieramy do rozstaju Młoda Góra i dalej podążamy szlakiem żółto-zielonym. Droga absolutnie nie jest wymagająca, ale przyznam że po jakimś czasie nas nudzi. Fakt, że chmury skutecznie zasłaniają wszystko wokół nas, więc pewnie są poniekąd winne. Nie ma co jednak narzekać i trzeba pokonać ostatnie podejście na Kiczory – wąską ścieżką poprzez łąki. Szczyt osiągamy ok. 10:00.

Dokładnie za tymi chmurami jest Stożek
Od południa coś się przejaśnia
Przyznam, że na grzbiecie zaczyna mocniej wiać, więc czym prędzej pędzimy do schroniska. Nawet przy słynnych kamulcach nie ma sesji…

Formacje Skalne na Kiczorach
Po 20 minutach intensywnego marszu docieramy do schroniska i migusiem zajmujemy miejsca. Turystów ani dużo ani mało, a w środku ciepło i przytulnie. Akurat schronisko na Stożku jest jednym z moich ulubionych, więc z przyjemnością odpoczywamy w miłej atmosferze, a ciepła herbata z cytryną umila ten pobyt :)
Było tak miło, że z wrażenia nie zrobiłam ani jednego zdjęcia na Stożku. Musiało mnie konkretnie przyćmić… Kiedy po ponad godzinie lenistwa ruszamy w drogę powrotną zaczyna świecić słońce. Bardzo cieszy nas ten fakt, ale upierdliwy wiatr wciąż daje popalić i tak czy inaczej idziemy opatuleni po czubek głowy. Jak wskazuje cudny tytuł tej „powieści” wycieczka miała być polsko-czeska, czyli jakby nie patrzyć zagraniczna ;) I teraz właśnie nastał ten czas, kiedy przekraczamy granice i znajdujemy się w Czechach. Schodzimy ze Stożka szlakiem niebieskim, który ma nas zaprowadzić do Kyrkawicy. No i prowadzi dość stromo przez las, a poza tym droga jest cała rozkopana jakby stado dzików n przebiegło… Na szczęście te atrakcje nie trwają długo i po 20 minutach zejścia osiągamy pierwszy rozstaj.


Sedlo Gronicek
Robi się na tyle ciepło, że kolejno zrzucamy z siebie warstwy ubrań. Teraz idziemy przed siebie szeroką, żwirową i przede wszystkim mega wygodną drogą. Szlak czerwony prowadzi nas delikatnie pod górę i w zasadzie nie pozwala się zmęczyć. Krajobraz póki co wciąż leśny aż do momentu kiedy osiągamy szczyt Bahenec. Widoki współgrające ze słońcem powalają.

W dole Jablunkov w otoczeniu czeskich Beskidów
Po polskiej stronie nad Koniakowem góruje Ochodzita, a dalej Beskid Żywiecki
Gra świateł na Pogórzu Jabłonkowskim
Bahenec jest dla nas bardzo miłym zaskoczeniem i z pewnością jest miejscem, który każdy powinien odwiedzić. Przepięknie prezentuje się z niego cały Beskid Śląski, Żywiecki jak i Śląsko-Morawski. Powiem szczerze, że stanęliśmy na szczycie i zamurowało nas na widok tak rozległej panoramy…
Zejście z Bahenca rozpoczyna się przez polanę i po zaledwie 5 minutach docieramy do hotelu o tej samej nazwie. Od tego momentu spotykamy sporo spacerowiczów, gdyż prowadzi doń droga asfaltowa (coś jak na naszą Równicę). Jako że oczy nacieszone widokami, a pogoda z minuty na minutę robi się co raz lepsza idziemy w doskonałym humorach gawędząc sobie przy tym w najlepsze. A że droga ma nas zaprowadzić do celu to nie pilnujemy szlaku i gdzieś go gubimy… Zatrzymujemy się i robię szybki rekonesans mapy. Aha tu szedł szlak, a my jesteśmy… o kurrrrcze! No to zrobi się pętelka… Co się okazuje już nadrobiliśmy jakieś 3km i jeszcze raz tyle nadrobimy, gdyż przegapiliśmy skrót, którym prowadził czerwony szlak. Teraz już nie ma odwrotu i zamiast do Bukovca schodzimy do Piska. Jednak nie ma tego złego. Droga prowadzi przez rozległe łąki i polany, tak iż robi się iście sielankowo.


Zielona trawa i Zielona Góra – serio Zelena Hora
Sielankowe Pogórze Jabłonkowskie i Masyw Girowej
Cholera wie co to, ale ładne :P
Gdy w końcu docieramy do pierwszej wsi – Pisek, pozostaje nam około 5 kilometrów do samochodu (22 już jest w nogach). Dreptamy chodnikiem wzdłuż drogi do Jablunkova i nie jest najgorzej. Niestety z każdym kilometrem coraz bardziej się nie chce, a nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. No ale o dziwo uśmiech jest :) Po 40 minutach marszu mina zaczyna mi niestety rzednąć … Na naszej drodze wyrasta jakaś dziwna góra i widząc to podejście odechciewa mi się wszystkiego. Pod górę ledwo powłóczę nogami i najchętniej siadłabym na środku drogi wołając o pomoc. No ale jak się wymyśla udziwnione trasy i szlaki niewiadomego pochodzenia to tak się potem kończy. Z tego wrażenia i niechcenia zapomniałam udokumentować to szatańskie podejście, czego teraz niezmiernie żałuję. Po 15 minutach targania dupska w górę w końcu dostrzegam przejście graniczne, które jest niczym oaza na afrykańskiej pustyni. 28 kilometr dobiega końca…
Co prawda dziwactwo tras to moja specjalność, ale dzisiaj to chyba przesadziłam… No gdybyśmy nie zgubili szlaku wszystko byłoby ok, chociaż to podejście i tak było zniechęcające. Muszę jednak przyznać, że pętla jest fantastyczną alternatywą, dla wszystkich chcących zdobyć Stożek od zupełnie innej strony, zahaczając przy tym o wspaniałe czeskie widoki. Bahenec odwiedzę z przyjemnością przy okazji jakieś upalnego dnia i błogiego leżenia na trawie. Kto nie był niech już planuje…

A.N.

27.09.2015
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz