Niedziela 7:00 rano - ruszamy w drogę. Wschód słońca dobrze rokuje. Po tygodniu opadów zza chmur wyłaniają się bajecznie ośnieżone góry. Mijamy po drodze Szyndzielnię, Skrzyczne, po czym wjeżdżamy w Beskid Żywiecki. O 7:50 jesteśmy już w Sopotni Wielkiej, skąd rozpoczniemy dzisiejszą wędrówkę. W Bielsku zima już dawno zniknęła, podczas gdy tutaj śniegu co nie miara. Wysiadamy z samochodu i startujemy drogą asfaltową w kierunku zielonego szlaku. Już po 10 minutach odbijamy w lewo na leśną ścieżkę i zostajemy nieco zdemotywowani informacją na drogowskazie „Hala Miziowa – 2h 30min”. Pocieszam się jednak w myślach że przecież zawsze chodzimy szybciej. Szlak prowadzi przez las, póki co delikatnie pod górę. Gdzie nie gdzie topnieje śnieg, co tworzy strumień pod butami, ale woda i błoto nam nie straszne. Im wyżej, tym robi się bardziej bajkowo: słońce rozświetla kryształki śniegu spadające ochoczo z drzew. I wszystko było by takie czarujące, gdyby nie to że ten śnieg spada mi cały czas na głowę, a czasem całkiem duży kawałek z całkiem sporą siłą. Auuu…
Szlak coraz bardziej się wyostrza i wciąż prowadzi przez las. Czasem teren się nieco odsłania i ukazuje pierwsze widoki. Niestety ukazuje również tabliczkę że do schroniska pozostała jeszcze godzina drogi, a przecież my już idziemy 1h 40min… Ze mnie opadają siły, a brzuch woła „jeść”. Przystaję i wcinam szybciutko wafelka. 5 minut później idziemy dalej, a jak mi się nie chciało iść, tak jeszcze bardziej mi się nie chce. Niby ładnie, słońce świeci, ale szlak jest monotonny i nudny. W dodatku znowu pod górę, a nogi zapadają się w ni to świeżym ni rozjeżdżonym śniegu. I w tym narzekaniu docieramy po 2h 40 minutach na Halę Miziową.
Zmierzamy w kierunku schroniska na odpoczynek. Na zewnątrz gwar i tłumy narciarzy, podczas gdy w środku cisza i spokój.
Po 0,5h odzyskuje siły i chęci na dalszą wędrówkę. Czeka nas zdobycie szczytu, a zaczynają pojawiać się chmury. Czym prędzej ruszamy w drogę. Podejście na Pilsko do przyjemnych nie należy. Pomijam fakt że jest stromo i idzie się zasapać, ale trzeba uważać na wszechobecnych narciarzy wyłaniających się zza każdego drzewa. Po 15 minutach jesteśmy na Hali Cebulowej, skąd będziemy zmierzać na szczyt już szlakiem turystycznym.
I tutaj nie koniec narzekania ;) Słońce dalej cudnie świeci, ale pojawia się zimny wiatr, a wraz z wysokością się nasila. W dodatku zapadamy się w śniegu i marsz należy do średnio przyjemnych. Mimo wszystkich przeciwności po 20 minutach zdobywamy szczyt Pilska. Krajobraz jest piękny, ale złudne nadzieje na odpoczynek i błogie leniuchowanie zostają rozwiane i to dosłownie.
Szybkie zdjęcia, rzucenie okiem na Babkę i zaczynamy zejście. Teraz już jest zdecydowanie przyjemniej, no bo w dół rzecz jasna :) Wędrówka przebiega bez większych przeszkód (no może czasem Bartka noga zostaje zassana przez kosówki) i docieramy z powrotem na Cebulę po 15 minutach. Spoglądam jeszcze raz za siebie na to wredne Pilsko, które nigdy nie było jeszcze dla mnie zaciszne. Pogoda piękna, ale ten wiatr sakramencko okrutny…
Pochłaniam jeszcze jedno ciasteczko i ruszamy w drogę powrotną. Początkowo również zielonym szlakiem wolno powłócząc nogami. Chociaż tyle że się wygłupiamy po drodze to czas szybciej mija. Po 40 minutach jesteśmy ponownie na skrzyżowaniu szlaków, ale teraz idziemy prosto czarnym, co by sobie urozmaicić. Tempo wcale nie wzrasta, a my podążamy przez Halę Malarka z widokiem na Babkę. Musimy uważać, bo dziś pełno skuterów śnieżnych. I właśnie gdzieś tam na hali gubimy szlak i odtąd dreptamy swoją własną ścieżką. Trochę idziemy w ciemno, ale w totalu wychodzi że skracamy znacznie trasę i już po godzinie jesteśmy przy samochodzie. 21 kilometrów w śniegu i tak brzmi przyzwoicie. Na dole ciepło i bezwietrznie, no a jak! Na pocieszenie kupujemy zimny napój gazowany i w drogę do domu. Pilsko uwielbiam, ale ta dzisiejsza trasa beznadziejna. Zdecydowanie wolę Korbielów :D
A.N.
15.03.2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz