Suchá Belá - roklina nadziewana atrakcjami


Nieuchronnie nadeszła niedziela i dzień wyjazdu ze sławetnej miejscowości Hrabusice. Przez te trzy dni w sumie przyzwyczaiłam się do jej specyficznego charakteru i teraz nawet troszkę żal stąd wyjeżdżać 😉 Wstaję standardowo o 6:00 i zaczynam poranek od śniadania. Następnie dopakowuję plecak, ładuję wszystko do samochodu i ruszam na ostatnią wędrówkę przez Słowacki Raj. Przełom Hornadu i doliny Kyseľ mam już za sobą, więc dziś pora na najczęściej odwiedzaną roklinę Suchá Belá, która ma długość zaledwie 4km. Czy mnie zaskoczy...?
Najpierw zmierzam do Podlesoka, gdzie o poranku nie ma żywej duszy, poza bileterami parku. Odnajduję szlak zielony i po chwili znikam w lesie.

Poranny cichy Podlesok
Pomimo że poranek jest słoneczny, w momencie wejścia do wąwozu robi się chłodno i wilgotno. Dopinam kurtkę po szyję i idę korytem potoku pomiędzy leśnym zboczem, a skalną ścianą. Po 15 minutach pojawiają się pierwsze łańcuchy i drewniane pomosty, ale takie atrakcje już mnie nie cieszą. Znużona dniem poprzednim i ciągłym brodzeniem w wodzie podążam niechętnie przed siebie. Nie ma zaskoczenia, szału również nie ma...
 
Początek rokliny
Mokre bele w Suchej Beli 😉
Żwawo podążam rokliną, oczekując czegoś co zdoła mnie zaskoczyć, czegoś spektakularnego. Dla odmiany na szlaku pojawiają się metalowe podesty i łańcuchy, a marsz w szczelnie zamkniętym wąwozie jest całkiem klimatyczny. Przenikliwy chłód w połączeniu z obfitą roślinnością, nadaje dzikości temu miejscu. Jest ładnie.

Dla odmiany metalowe pomosty
Wciąż idę skalistym wąwozem, który hermetycznie zamknięty nie dopuszcza do siebie promieni słońca. Nagle za zakrętem czeka na mnie niespodzianka i to całkiem miła niespodzianka - piękne Wodospady Misove. Kaskady mają wysokość 29,5m i zostały ubezpieczone szeregiem drabin, łańcuchów oraz podestów. Właśnie ze względu na takie "wąskie gardła" rokliny w Słowackim Raju są jednokierunkowe i pokonuje się je z dołu do góry. Miejsce wygląda fenomenalnie, a całość tworzy smakowity pejzaż. Będąc na dole, ochoczo przebieram nogami, by wdrapać się na pierwszą drabinkę.

Vodopady Misove
Pierwsza drabina idzie gładko, chociaż nie wiadomo czy stąpać po niej tylko na nogach czy może na czworaka. Następna jest już normalna, pionowa, a po jej pokonaniu wchodzę w szczelinę, która nafaszerowana jest dużą ilością żelastwa: pomosty, łańcuchy, stupaczki, drabiny - pyszności 😃 Cieszę się jak dziecko na placu zabaw, a surowy krajobraz, bliskość wodospadu oraz echo odbijające się od skał malują uśmiech na twarzy. Całość zamknięta w wąwozie prezentuje s magicznie, ale niech Was jednak nie zwiedzie ta bajkowa aura, trzeba zachować szczególną ostrożność. Wszelkie "asekuracje" po opadach deszczu mokre, a co za tym idzie śliskie i tutaj doskonale sprawdzają się rękawiczki - niezbędny element przy eksplorowaniu Słowackiego Raju. 

Metalowe szaleństwo 
Za plecami
Drabina do nieba
Ostatnia drabinka wznosi mnie na próg wodospadu i odtąd ponownie będę wędrować naprzemiennie po drewnianych i metalowych podestach, wciąż szczelnie zamkniętym wąwozem. Jak już wspomniałam jest ślisko, także uważnie stawiam kroki, zwłaszcza że drewno jest namoknięte, a niektóre szczeble wyglądają jakby zaraz miały się złamać. Ostrożność ponad wszystko.

Zdradliwe szczebelki
Niebawem docieram do najciaśniejszego odcinka na szlaku. Przede mną pojawia się wąska szczelina w skale, która sprawia wrażenie końca drogi. Muszę ją pokonać, układając ciało nieco pod kątem i uważając przy tym na głowę. Za te trudy oczywiście niezwłocznie dostaję nagrodę, ponieważ po jej przejściu docieram pod Okienkowy Wodospad. Obok kaskady o wysokości 12,5m zamontowana została wysoka pionowa drabina, która może niektórych przyprawić o szybsze bicie serca.
 
Koniec drogi...?
Okienkowy Wodospad
Z bliska
Na szczycie drabiny turysta ma wrażenie, iż nie ma dokąd dalej pójść. Szlak został sprytnie poprowadzony przez skalne okienko, od którego nota bene wziął nazwę wodospad, a żeby pokonać ten fragment warto skorzystać z przymocowanego tam łańcucha. Dalej emocje nieco opadają i spokojnie podążam wąwozem. Po tylu atrakcjach jestem pewna, że niebawem nadejdzie koniec i pozostanie tylko nudne wyjście z doliny. Nic bardziej mylnego, bo za moment czekają kolejne niespodzianki. Potok płynie pod nogami, a po 10 minutach docieram pod podwójny Korytowy Wodospad, ubezpieczony drabinkami, stupaczkami i łańcuchami. Kolejne ładne miejsce przekonuje mnie, że ten raj nie taki zły, jak go demonizowałam 😉

Korytowy Wodospad i dużo żelastwa
Kolejna drabinka
I to chyba byłoby na tyle spektakularnych miejsc. W dalszym etapie nie jest absolutnie nudno, ponieważ wciąż podążam po podestach, klamrach, czasami trzymając się łańcuchów lub stalowych szczebli, jest już jednak umiarkowanie. Wodospady są zdecydowanie mniejsze, skalny wąwóz stopniowo łagodnieje, a podłoże z potoku przeradza się w leśną ściółkę.

Ostatnie drabinki i trochę łańcuchów
Nieco zardzewiałych podestów
I innego tałatajstwa 😜
To już koniec atrakcji Suchej Beli, a mnie pozostaje tylko wyjście z doliny. Jak zwykle jest pod górę, jak zwykle nużące, ale i tak najkrótsze ze wszystkich dotychczasowych. Finalnie szlak łączy się z żółtym, którym docieram do rozstaju. Na wstępie zapomniałam dodać, że na szlak wyruszyłam jako jedna z pierwszych, tym samym omijając wszelkie kolejki, z których znana jest Suchá Belá. Dzięki temu miałam sposobność w pełni obcować z przyrodą. 
Powrót do samochodu natomiast zaplanowałam trochę poza szlakiem, właśnie dlatego by wciąż w ciszy i spokoju pospacerować. Wzdłuż Suchej Beli, a właściwie ponad nią, podąża droga asfaltowa, która nie jest szlakiem, ale właśnie nią się udaję do Podlesoka. Z góry obserwuję sporo ludzi podążających doliną i jestem szczęśliwa, że wyruszyłam znacznie wcześniej. W promieniach słońca wracam na parking, co zajmuje nie więcej jak 1,5 godziny.

Codzienny majówkowy widok po raz ostatni...
Podsumowując 3 dni w Słowackim Raju i Hrabusicach - nie padłam z zachwytu i nie skakałam ze szczęścia, ale ostatni dzień zdecydowanie obronił całość. Niestety zniszczenia poczynione w lasach znacznie psują klimat raju, a większość ”żelastwa” na szlaku jest bardzo zaniedbana. Niemniej jednak jest to miejsce warte odwiedzenia i eksploracji, bo ma swoją magiczną aurę oraz urzeka odmiennością i krajobrazem. Słowacki Raj w dodatku uzmysłowił mi, że z dolinami owszem mam po drodze, ale po drodze na szczyt 😜 Mimo wszystkich za i przeciw wyjazd był jednym z lepszych, bo to nie atrakcje stanowią o całości, tylko ludzie z którymi współtworzy się przygodę.


A.N.

03.05.2015



4 komentarze:

  1. Też byłam, też byłam i to niedawno! :D Fajne miejsce, ale od mojego domu trochę za daleko. A jak już jechać daleko to zawsze wygrają Tatry :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tatry nie mają sobie równych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia robią wrażenie! Widoki pewnie też. To musiała być bardzo forsowna wspinaczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdjęciach faktycznie drabiny robią wrażenie, ale na żywo to bułka z masłem :) Fajne miejsce, ale niekoniecznie dla osób z lekiem wysokości.

      Usuń