Skalne labirynty - Szczeliniec Wielki i Błędne Skały


I nadeszła szara, mglista jesień, a wraz z nią przeszywające, złowrogie zimno… Listopad, to właśnie on odpycha od górskich wędrówek, kusząc pozostaniem w domu z książką, kocem i grzanym winem. A ja głupia na przekór jadę w Góry Stołowe.
Plany mam w zasadzie dwa – jeden polski, a drugi czeski, więc idealną bazą wypadową jest Kudowa-Zdrój, leżąca tuż przy granicy. Miasteczko stricte uzdrowiskowe słynie z parku zdrojowego z pijalnią wód mineralnych, Kaplicy Czaszek, Festiwali Moniuszkowskich oraz bliskości Gór Stołowych oczywiście. 


Teatr w Kudowie
Pijalnia wód
Park Zdrojowy
Czuć bliskość Czech 😋
Kudowa by night
Na początek przygody z Górami Stołowymi postanawiam zmierzyć się ze szczytem najwyższym, mierzącym aż 919m n.p.m., czyli na pierwszy ogień leci Szczeliniec Wielki. Ponieważ na zewnątrz ewidentnie pizga złem, wybieram nań drogę najkrótszą, a mianowicie szlak żółty z Karłowa. Tabliczki przewidują na szczyt 40 minut, co w połączeniu z moim leniem, zwanym jesienną nostalgią, zakrawa o plan idealny 😁 Początkowo maszeruję brukowaną drogą, która niebawem doprowadza mnie do rozstaju. Tam szlaki na Szczeliniec się rozchodzą na dwie jednokierunkowe ścieżki po schodach, przy czym jedna prowadzi w górę, a druga służy do zejścia, co przy tłumach ludzi odwiedzających to miejsce ma swoją zasadność. Dziś jednak jest tu pusto.

Szlakowskazy w Karłowie
Na rozstaju dróg
Szlak przebiega przez las iglasty pełen mchów, a ponura aura i mgła tworzą przedziwny magiczny klimat. Poza tym jest wciąż przeraźliwie zimno, a to już jest niekoniecznie magiczne. Co prawda na tym odcinku można dostać lekkiej zadyszki, ale fakt jak schody fantastycznie rzeźbią poślady, momentalnie dodaje motywacji 😉 Po 10 minutach docieram do kolejnego rozstaju, na którym zbaczam na ścieżkę przyrodniczą prowadzącą wokół masywu Szczelińca Wielkiego. Ponownie wspinam się po głazach w górę, a potem coraz węższymi przesmykami docieram do schroniska i przyległej mu platformy widokowej. Panorama z tej wysokości może nie jest powalająca, ale morze chmur w dole i kilka wysp na tym niebiańskim ocenie jest całkiem miłą niespodzianką. 

Jednokierunkowa w górę
Nie sposób przegapić odbicia na Szczeliniec
Coraz wyżej
Aby dostać się do schroniska trzeba pokonać Ucho Igielne
Morze mgieł
Schronisko na Szczelińcu
Charakterystyczne drzewo na platformie widokowej
Do schroniska nie wchodzę, ponieważ nie odczuwam potrzeby odpoczynku, więc niebawem ruszam w dalszą drogę. Po lewej stronie za budynkiem swój bieg rozpoczyna ścieżka wokół Szczelińca, a zasmakowanie wędrówki w skalnych zakamarkach kosztuje 10zł. Aktualnie kasa jest jednak zamknięta, więc od razu wchodzę w czeluści skalnego labiryntu. Szlak całkiem sprytnie kluczy po kopule szczytowej, co ciekawsze formacje skalne są nazwane i opisane, a by się tu nie pogubić prowadzi mnie… kot przewodnik 😮 Chociaż trafniejsza nazwa dla niego to Świrus, bo bestia co chwilę wyskakuje z krzaków, strasząc mnie niemiłosiernie 😉 Po kilku minutach docieram na najwyższy punkt masywu – Tron Liczyrzepy, i oficjalnie mogę odhaczyć najwyższy szczyt Gór Stołowych.

Skalny labirynt i kot przewodnik
Tron Liczyrzepy, czyli najwyższy punkt na Szczelińcu Wielkim
Mglista pamiątka ze szczytu
Świrus z bliska
W dalszym etapie czeka mnie moc atrakcji, czyli przejście przez Piekło, Czyściec, Niebo, przeciskanie się przez ciekawe szczeliny, kilka punktów widokowych okraszonych mgłą, a następnie powrót w dół ponownie po schodach przez las. Turystów wciąż na szlaku zero i wciąż pizga złem. Całość jednak bardzo ciekawa i godna polecenia. Fajny ten listopad tutaj. 

Droga do piekła
Piekło we własnej osobie
W Czyśćcu nie ma lekko...
W Niebie obyło się bez wzlotów
Powrót
Kiedy znajduję się ponownie na rozstaju, najchętniej wróciłabym do samochodu, ale jest dopiero godzina 10:00, to szkoda nawet tak zimnego dnia. Ruszam więc w kierunku Pasterki najpierw niebieskim szlakiem, a następnie zmienię znaki na żółte. Szeroka droga omija masyw Szczelińca bokiem, by potem wąską ścieżką lekko w dół prowadzić do wsi Pasterka. Schronisko znajduje się na jej końcu, prawie że pod czeską granicą, a dotarcie tam zajmuje 40 minut. Na miejscu robię przerwę na śniadanie, rozgrzanie i poukładanie w głowie dalszego planu.

Szlak niebieski - początek
Okolice wsi Pasterka z widokiem na Szczeliniec
Dalszy plan zakładał udanie się zielonym szlakiem w masyw Błędnych Skał, ale ani mi się widzi iść kolejną godzinę w tej oblepiającej chłodem aurze. Dodatkowo nie mam w ogóle pewności, czy wejście w labirynt Błędnych Skał jest możliwe, ponieważ zarówno na mapach, jak i tablicach turystycznych widnieje informacja, iż szlak jest otwarty do końca października, a potem… o tym już nie bardzo ktokolwiek wspomniał. Jednak szybko pojawia się plan B, ponieważ pod samiuteńki masyw Błędnych Skał można dotrzeć samochodem za drobną opłatą dwudziestu polskich złociszy. Tak więc wracam szlakiem zielonym do Karłowa i do kolejnej atrakcji zmierzam za pośrednictwem czterech kółek 😁
Wspomniana płatna droga jest jednokierunkowa i niesamowicie wąska, więc aby ruch przebiegał płynnie, panuje zasada wjazdu o pełnej godzinie, a zjazdu w połowie godziny. Pokonanie odcinka zajmuje około 15 minut, na górze znajduje się parking praktycznie przy samych kasach, a za wejście do Błędnych Skał pobierana jest opłata 10zł. Labirynt jest ciekawy – wąskie przesmyki, przeciskanie między blokami skalnymi, różnorodne formacje, apetyt rośnie z każdym krokiem i wtedy ścieżka się kończy. Jest to fajna atrakcja, ale krótka, jak dla mnie zbyt krótka. Spacer w masywie Błędnych Skał zajmuje około 45 minut, wliczając stanie w kolejce, więc spokojnie można zdążyć na zjazd w połowie godziny. Myślę, że warto wydać 20zł i zaoszczędzić 60 minut butowania.


Okręt
Kurza stopka
Ciasne korytarze
Naprawdę wąsko
Powrót
Dzisiejsze dwie atrakcje idealnie wpasowały się w jednodniowy grafik. Na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie zrobił Szczeliniec i jego labirynt, ale być może na to odczucie wpłynął pusty szlak i pora dnia. W żadnym wypadku nie umniejszam Błędnym Skałom, które również warto odwiedzić. Góry Stołowe mają swój oryginalny klimat, a listopadowa szaruga dodaje im tylko uroku. 



A.N.
10.11.2019
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz