Nieciekawe prognozy i niespodzianki dnia poprzedniego mieszają skutecznie w naszych planach, tak iż dzisiaj postanawiamy zrobić łatwy i przyjemny trekking ku pokrzepieniu serc. Widokowo będzie na pewno, wszakże innej opcji w Dolomitach nie ma 😃 W planie mamy odwiedzić dwa nieopodal leżące schroniska - Rifugio son Forca i Rifugio Mietres, które w połączeniu z bajkowym otoczeniem i łatwymi szlakami, mają „zrobić nam dzień”.
Wędrówkę rozpoczynamy z samego rana, by w okolicach południa wrócić na parking, ponieważ ciężkie powietrze nieuchronnie zwiastuje wyładowania atmosferyczne. Za punkt startowy obieramy Passo Tre Croci, skąd szlakiem nr 203 podążamy bezpośrednio do pierwszego schroniska. Szlak niestety prowadzi w sąsiedztwie stoku narciarskiego, przez co krajobraz pozostawia wiele do życzenia, jednak droga nie jest wymagająca, więc marsz przebiega sprawnie.
![]() |
Passo Tre Croci |
![]() |
Szlak prowadzi powyżej stoku |
![]() |
Grupa Sorapis |
Masyw Cristallo |
Pelno i Civetta |
Pomagagnon i niewielki zbiornik w dole |
![]() |
Rifugio son Forca |
![]() |
Grupa Sorapis oraz Passo son Forcia po prawej |
![]() |
Specyficzna gondola – źródło wikipedia.de |
![]() |
Trawers przez las |
![]() |
Masyw Monte Cristallo |
![]() |
Widok z przełęczy na Tofany i Cortinę d’Ampezzo |
![]() |
Zejście po zielonym zboczu – nachylenie terenu znaczne… |
![]() |
Za nami |
![]() |
Per esperti 😮 |
![]() |
Wygodna droga w kierunku schroniska |
Rifugio Mietres |
![]() |
Uno cappuccino 😀 |
Gdy deszcz nieco ustaje, pokonujemy kolejne metry lasem, a gdy zaczyna lać mocniej znowu przystajemy. Po 50 minutach docieramy do drogi asfaltowej, skąd pozostaje zaledwie 1,5km do auta. Niestety są to najodleglejsze kilometry w naszym życiu… Gdy jesteśmy na otwartej przestrzeni pada pierwszy grzmot i długo się nie zastanawiając, chowamy się pod jednym z drzew, dającym schronienie przed ulewą. Oczywiście nie mamy pewności, że w to drzewo nie pieprznie piorun, bo burza jest coraz bliżej nas, a gdy jedna zaczyna się oddalać, nagle pojawia się druga… Stoimy w miejscu przerażeni i zmarznięci ponad pół godziny, i dopiero kiedy oberwanie chmury przeradza się w mżawkę, a grzmoty nieco milkną, ruszamy dalej. Po 15 minutach jesteśmy przy samochodzie, a kiedy wsiadamy do środka, przychodzi kolejna burza i tak aż do wieczora jeszcze nad Cortiną szaleje 3 lub 4-krotnie. Co za dzień...
Dzisiejszy dzień był znowu pełen wrażeń. Plan zakładał spokojną, lekką wędrówkę, a przerodził się w upierdliwy żleb i burzę na finiszu… Wybrana pętla na pewno nie należy do top tras w Dolomitach, ale jest ciekawym akcentem na tym wyjeździe. Czy było warto? Pewnie, że warto. Odkrywanie nowych miejsc, to najlepsze co nas może w życiu spotkać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz