Nieplanowane Zachodnie - Pyšné sedlo


Kiedy całe Tatry Wysokie wydają się być pogrążone w mroku i deszczu, sprawdzam pogodę w Zachodnich i pojawia się iskierka nadziei. Prognoza przewiduje dzień bez opadów, a może nawet będzie malutki przebłysk słońca. Tak powstaje nieskromny plan wędrówki na Pyšné Sedlo i nieopodal leżący Błyszcz. 
W piątek wyjeżdżamy z kwatery o 6:00 i kierujemy się do miejscowości Podbanské. W Smokowcu pada deszcz, ale z każdym przejechanym kilometrem opad powoli zanika. Na miejscu z łatwością odnajdujemy duży parking przy szlaku i w dodatku darmowy. Troszkę jeszcze kropi, ale nie na tyle, by przeszkodzić nam w wędrówce.


Podbanské - startujemy
Niebieski szlak prowadzi początkowo lasem. Podłoże jest nawet suche, a krople deszczu do nas nie docierają, dzięki koronom drzew. Spokojnie idziemy po równym terenie z niewielkimi podejściami. Po około 15 minutach szlak nieznacznie się odsłania i tym samym ukazuje trochę gór.

Zachodnie kopy
Po kolejnych 30 minutach znajdujemy się u progu Doliny Kamienistej. Czytamy ostrzeżenie o możliwości spotkania niedźwiedzia i patrząc na przewróconą tablicę, zastanawiamy się czy to jego sprawka... W dodatku szlak wydaje się być wyludniony, co potęguje uczucie nieuchronnego bliskiego spotkania. Jednak gdy tylko wchodzimy w głąb lasu, wszystkie obawy znikają. Stąpając po miękkiej ścieżce jest tak jakoś magicznie. Deszcz również ustaje. 

Misiowa sprawka...?
Wlot Doliny Kamienistej
Wędrówka lasem mija szybko i przyjemnie. Idziemy delikatnie w górę, wcale nie odczuwając nabierania wysokości. Po upływie 30 minut ścieżka zdecydowanie się zwęża. Wychodzimy z piętra lasu i dalej maszerujemy wśród łąk i traw. Niestety jest pewien mankament. W nocy dość mocno polało i wszystkie rośliny są mokre. Do tego dodajmy, że szlak jest rzadko uczęszczany i wąski, więc musimy przedzierać się niczym przez amazońską dżunglę. Efekt jest taki, że cała woda osiada na naszych ubraniach i butach.

Szlak, a raczej mokre krzaczory i trawska
Po kilku minutach marszu od połowy uda w dół spodnie są mokre, a woda spływa również na buty. Wpadam na pewien pomysł, żeby chociaż trochę ochronić odzież przed złowrogimi trawskami. Wybawcza okazuje się najzwyklejsza peleryna w zastosowaniu "fartucha". Niestety w dniu dzisiejszym zapomnieliśmy stuptutów i to okazuje się być kluczowe. Woda zarówno ze spodni jak i peleryny spływa wprost na buty i woda powoli, ale skutecznie dostaje się górą do środka. Na nic się zdaje przebranie skarpetek, ponieważ za chwilę ponownie są mokre. Stajemy. Co robić…? Patrzymy przed siebie i szczerze to końca nie widać. Dostrzegamy w oddali wodospad i weryfikujemy z mapą nasze położenie. Niestety pozostała nam jeszcze 1/3 drogi i nie zapowiada się, by szlak uległ poprawie. Zapada decyzja o odwrocie. Przełęcz Pyszniańska będzie musiała poczekać na następny raz.

Gdzieś tam za rogiem jest Pyšné Sedlo
Po przebytych 7,5km zawracamy i maszerujemy z dyskomfortem wody w butach. Jest mi zimno i w dodatku jestem głodna, ale nie ma gdzie zrobić postoju. Po chwili spotykamy innych hardkorowców, którzy wybrali tę trasę, ale chyba ściągnęliśmy całą wodę na siebie, bo nie byli zbyt mokrzy. Po 2h jesteśmy z powrotem na parkingu. 
Wiadomo pozostał niedosyt wrażeń i widoków. Najgorsze jest jednak to, że pogoda była przyjazna i gdyby wybór padł na inną trasę pewnie byśmy zdobyli cel. Wracamy niepocieszeni do domu, ale na Pyszniańską Przełęcz na pewno kiedyś wrócę.


A.N.

11.09.2015



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz