A miało być tak pięknie... – Rysy od Słowacji


Wstaję i wychylam się za zasłonę - ciemno. Wychodzę z kwatery ciemno. Jadę samochodem dalej ciemno. Parking w Popradzkim Plesie - a tu dalej ciemno. Siedzę chwilę w samochodzie, gdy wtem niekończącą się falę ciemności przerywa tajemnicza postać, świecąc mi latarką po oczach. Dopada mnie mały stres, więc otwieram powoli szybę i nagle pada pytanie: „Którędy to na te Rysy?!” To będzie piękny dzień… 😉 
Zabieramy plecaki, zakładamy czołówki i ruszamy w drogę – jest 5:30, czyli za jakieś 30 minut powinno zacząć świtać. Tempo narzucamy solidne i obserwujemy, jak powoli rozjaśnia się krajobraz. Jest przyjemnie, ale sakramencko zimno - nie więcej jak 2°C. Droga niebawem wkracza w las, a ja wreszcie zaczynam się rozgrzewać. Mija dokładnie 55 minut, kiedy docieramy do rozstaju przy Popradzkim Stawie. Chwila oddechu. Patrzymy na tabliczkę, która wyraźnie wskazuje 3h 20minut na szczyt. Nie tracąc czasu idziemy dalej. Pierwsze promienie słońca zaczynają powoli oświetlać wierzchołki, kontrastujące z błękitnym niebem i wszystko wskazuje na to, że wstrzelimy się w zapowiadane okno pogodowe. Najważniejsze by zdobyć szczyt do 11:00, bo potem prognozy wskazują załamanie.

Grań Baszt w pierwszych promieniach słońca
Świtanie i morze chmur na południu
Niebawem docieramy do Rozstaju nad Żabim Potokiem i skręcamy w prawo na szlak czerwony. Czas odpowiednio się zmniejsza, co tym bardziej cieszy. Obecnie czeka nas wędrówka zakosami, którą niezmiernie lubię. Teren wokół jest skalisty i surowy, a o tej porze dnia również zacieniony. Taki urok doliny położonej u podnóża kolosów. Za nami nieustannie pręży się Grań Baszt z dostojnym Szatanem, natomiast z przodu pod pionową skałą stoi samotna kozica.

Grań Baszt: Mała Baszta, Pośrednia Baszta, Szatan, Diablowina, Zadnia Baszta
Samotna kozica pod ścianą Popradzkiej Kopy
Po 40 minutach docieramy do Doliny Żabich Stawów, gdzie mamy zamiar zatrzymać się na śniadanie. Niestety jest lekki przymrozek, więc jedzenie na świeżym powietrzu nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. Nie mamy jednak wyjścia - potrzebny nam zastrzyk energii do dalszej wędrówki, więc szukamy czegokolwiek, by choć trochę schronić się przed lodowatym wiatrem. Finalnie chowamy się za spory kamulec i zasiadam do posiłku opatulona we wszystko co mam w plecaku. Jem w rękawiczkach cała się trzęsąc, ale chociaż otoczenie jest przyjemne dla oka. Obserwuję gładką taflę Żabich Stawów, strzeliste wierzchołki Żabich Turni oraz surowy szlak na Rysy. Oby ten rześki poranek był zwiastunem słonecznego dnia.

Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki, a za nim kolejno Wołowcowa Przełęcz, Hińczowa Turnia,
Wołowa Turnia, Żabia Mięguszowiecka Turnia, Żabi Koń, Żabia Przełęcz i Innominata
Dalszy szlak na Rysy oraz Żabia Przełęcz, Innominata i trzy wierzchołki Rysów
Gdy tylko pochłaniamy kanapki, ruszamy w dalszą drogę. Na początek czeka nas prostka kamiennym duktem, potem kolejny etap zakosami, by finalnie dotrzeć do łańcuchów. Rozglądam się ostatni raz dookoła i zastygam. Niepokojąca chmura biegnie ku Rysom i nikczemnik zawisa tuż nad wierzchołkiem. Prognozy się sprawdzają, ale o jakieś 2 godziny za wcześnie...

Ot nikczemnik zawisł nad Rysami
Z tyłu wciąż ładnie: Żabie Stawy Mieguszowieckie i Grzebień Baszt: Mała Baszta, 
Pośrednia Baszta, Szatan, Diablowina, Zadnia Baszta, Wielka Capia Turnia oraz Hlińska Turnia
Jak wspomniałam przed nami na szlaku pojawiają się łańcuchy, które rok wcześniej w większości uznałam za niepotrzebne. Dziś sztuczne ułatwienia niezbędne do pokonania tego krótkiego odcinka, a to ze względu na panujący w dolinie przymrozek. Skały pokryte są cienką, niewidoczną warstwą lodu i choć zaciekle prę do przodu, buty ochoczo się ślizgają.
 
Niech Was nie zwiedzie ta goła skała...
Kolejne żelastwo
Zakosy w Żabiej Dolinie
Po krótkim ubezpieczonym trawersie szlak ponownie wchodzi w zakosy, a im jesteśmy wyżej, tym na ścieżce pojawia się więcej śniegu i lodu. Chmur na niebie zamiast ubywać przybywa, a ja powoli zastanawiam się nad sensem wejścia na szczyt. Po dwóch godzinach pośród głazowiska nagle wyłania się Chata pod Rysami, charakterystyczna "himalajska" brama oraz kolorowa sławojka. Szybko posżło.

Chata pod Rysami z perspektywy chorągiewki
Toaleta nad przepaścią
Brama Wolnego Królestwa Rysów, z tyłu w promieniach słońca Grań Baszt
Zaskoczeni naszym szybkim tempem, zatrzymujemy się przed chatą i korzystając z braku turystów, robimy zdjęcia z kilkoma niecodziennymi przedmiotami, które można tu znaleźć. I tak sprawdzam rozkład autobusowy, oglądam śmierć, a nawet dotykam jej kosy. Nie do wiary...? Takie cuda tylko w okolicy tego schroniska. Nie wchodzimy jednak do środka, lecz zastanawiamy co dalej. Doskonale zdaję sobie sprawę, że na szczytowe widoki nie ma co liczyć, a w dodatku wyżej leży więcej śniegu. Analizuję sytuację i kiedy okazuje się, że atak szczytowy mieliśmy przewidziany na 10:30, a tymczasem jest sporo przed 9:00, postanawiamy iść w górę. Decyzja ostateczna zapadnie na Przełęczy Waga.

Chata pod Rysami - 2250m n.p.m.
Przystanek z widokami 😊
Popradzka Kopa i zastawka 
Z kosą
Od schroniska podczepiamy się do innych turystów i podążamy chwilę za nimi. I to był błąd. Okazało się, że nie zauważyli oni szlaku i poszli głazowiskiem, a my jak te barany za nimi. W porę jednak zorientowaliśmy się o zaistniałej pomyłce, więc zawracamy i wygodnie kontynuujemy wędrówkę zgodnie z czerwonymi oznaczeniami. Pod stopami mamy centymetrową warstwę białego puchu, który jest zdecydowanie lepszy niż niewidoczny lód. Po kwadransie marszu docieramy na Przełęcz Waga, gdzie jest mrocznie, zimno i pochmurno. Po spektakularnych widokach nie ma ani śladu, jedynie na pocieszenie pozostał Ganek i jego słynna Galeria.

Przełęcz Waga: Jaworowy Grzebień, w oddali Tatry Bielskie
Ganek i Galeria Gankowa
Na przełęczy podejmujemy decyzję o ataku szczytowym, a w razie zdradliwego podłoża mamy zamiar zawrócić. Pozostaje 30 minut do celu, póki co idzie się wygodnie, stopień po stopniu w górę. Szlak prowadzi głazowiskiem, widoczność jest kiepska i z każdym metrem wzwyż się pogarsza. Tym bardziej uważnie wypatruję czerwonych znaków i niebawem przechodzę na drugą stronę grani. Tam na kilka sekund powraca nadzieja na rozpogodzenie, ponieważ w dole ukazują się Żabie Plesa. Niestety po chwili wszystko ponownie ogrania mrok.

Szlak na szczyt
Nadzieja powraca - Dolina Żabich Stawów Mięguszowieckich
Kiedy pozostaje zaledwie kawałek do szczytu, następuje pogorszenie pogody. Zaczyna sypać drobny śnieg, skała jest śliska, a podłoże sypkie. Rok temu ten odcinek był dla mnie banalny, ale obecnie napawa mnie grozą. Pnę się ostrożnie w górę, częstokroć przytrzymując się rękoma, co natychmiast powoduje przemoczenie rękawiczek. Nie jestem do końca przekonana, co do słuszności parcia na szczyt, ale kontynuuję wędrówkę. Przecież jesteśmy tak blisko... I faktycznie jeszcze tylko kilka kroków, kilka metrów, kilka podciągnięć i oto jestem na szczycie! Rysy zdobyte po raz drugi.

Słowacki wierzchołek - 2503m n.p.m.
Na szczycie obyło się bez wybuchu euforii, uśmiechu czy chociażby satysfakcji. Wszystko za sprawą nieprzyjemnej aury i braku zarówno widoków, jak i perspektyw na nie. Sakramenckie zimno i lodowaty wiatr przeszywają mnie do szpiku kości, więc nie ma mowy o odwiedzeniu polskiego wierzchołka. No bo w sumie po co? W mojej głowie krąży tylko jedna myśl – byle szybciej w dół. Pijemy szybko herbatę, ubieram z powrotem przemoczone rękawiczki i rozpoczynamy zejście. W pełnej koncentracji pokonujemy zachodni stok, by po wschodniej stronie znacznie się odprężyć.

Rysy już za nami
Wciąż ostrożnie w dół z widokiem na Popradzką Kopę
Mimo kiepskiej pogody z naprzeciwka podąża sporo turystów. Kiedy zbliżamy się do Przełęczy Waga, niebo nieco się przejaśnia i nie jest już tak złowieszczo. Siodło ukazuje nam trochę więcej panoramy niż godzinę temu, ale wciąż bardzo mi szkoda tych widoków, które zaczarowały podczas pierwszej wędrówki na Rysy. Dziś muszę obejść się smakiem.

Ganek, Dzika Turnia i Świstowy Szczyt, w oddali Jaworowy Grzebień
A mogło być tak pieknie...
Pamiątkowe z Gankiem
Zmarznięci szybko podążamy w kierunku schroniska, gdzie mamy zamiar zjeść i przede wszystkim się rozgrzać. Po około godzinie postanawiamy wracać, niestety tym samym szlakiem. Ubieram się na cebulkę, dopinam po samą szyję, naciągam czapkę na uszy i mogę wyjść na zimnicę. Ruszamy ku Żabim Stawom, a zejście głazowiskiem przebiega sprawnie i całkiem przyjemnie. Szybko tracimy wysokość, a im jesteśmy niżej, tym pogoda jest ładniejszaNiebawem znajdujemy się w pobliżu Żabich Stawów i choć korci mnie niezmiernie, by podejść do ich brzegu, to nogi nie bardzo mają ochotę nadkładać drogi.

Żabia Dolina i Grzebień Baszt skąpane w słońcu
Wołowiec Mięguszowiecki, Wołowa Przełęcz, Hińczowa Turnia, Wołowa Turnia, na drugim planie Koprowy Wierch
Wielki i Mały Staw u stóp Wołowca Mięguszowieckiego
Grań Baszt i Wielki Żabi Staw
Wielki Staw i wyspa (podobno w kształcie żaby)
Następnie do pokonania mamy odcinek po zakosach do Rozstaju nad Żabim Potokiem, a potem już wygodną leśną ścieżką aż do Popradzkiego Plesa. Pomimo że droga się nie dłuży, to kompletnie nie chce mi się przebierać nogami. Wlokę się z nietęgą miną i finalnie po 1h 15min docieram nad jezioro. Siadam wyczerpana pod schroniskiem, łapczywie uzupełniając energię

Hotel Górski nad Popradzkim Stawem
Popradzki Staw z widokiem na Tepą
Ostatni odcinek asfaltem jest średnio przyjemny dla stóp i zajmuje dokładnie godzinę. Całość trasy w sumie wynosi 20km, a czasowo jest jakże zależna od kondycji.
By spuentować dzisiejszy dzień, przypomina mi się zeszłoroczna relacja z Rysów, kiedy przy podsumowaniu użyłam słów: „... postanowiłam, że niebawem wrócę na Rysy, ale tą łatwiejszą ścieżką. Tak by nacieszyć się w 100% krajobrazem, który oferuje ta góra.” 
No to się kur** nacieszyłam! 😂 Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Tym oto sposobem Rysy pozostają dla mnie pechową górą, tą górą która wciąż pozostawia niedosyt. Może następnym razem uda się zaznać szczęścia na najwyższym szczycie Polski, może… Mówią do trzech razy sztuka, ale na ten trzeci raz Rysy trochę będą musiały sobie poczekać. Niech zatęsknią za mną, niech zapłaczą, a może wtedy się zaprzyjaźnimy… 😉


A.N.
10.09.2015



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz