Gdybym miała zgadywać, które szczyty były moimi pierwszymi, to z pewnością obstawiłabym pętlę z Bielska przez Szyndzielnię, Klimczok i Błatnią. Z rodzicami, znajomymi, samotnie, z mężem – trasa, którą znam na pamięć. Syndrom odkrywcy jednak nie dawał mi spokoju, bo choć szczyty są mi dobrze znane, to istniała ścieżka, którą nie podążałam - mowa o pętli z Brennej. I tak pewnego piątkowego poranka zostawiam samochód na dużym parkingu przy kościele, obieram szlak czarny, który niebawem połączy się z zielonym, doprowadzając mnie finalnie na szczyt Błatniej. Początkowo idę między domami, by po kilku minutach zniknąć w lesie. Las jak to las, nieco ciemny i straszny, a każdy szelest w głowie urasta do rozmiarów seryjnego mordercy. Ale idę, bo instynkt górski zawsze wygrywa walkę z psycholami w mojej głowie 😉
|
Las |
Szlak prowadzi umiarkowanie w górę i chyba na całej jego długości nie ma momentu, by się zasapać. Szeroka droga jest wygodna i pusta, a im jestem wyżej, tym teren bardziej się odsłania. Ostatni odcinek prowadzi stricte przez polany, pojawiają się widoki i sielankowe otoczenie. Powietrze jest gęste i duszne, więc wcale nie jestem zaskoczona, kiedy niebawem niebo zasnuwają czarne chmury. Wydaje się, że burza wisi w powietrzu, ale ślepo ufam prognozom, które obiecały upalny, lecz suchy dzień. |
Szeroka droga przez las |
|
Teren się odsłania
|
|
Pierwsze widoki
|
Po godzinie docieram na Wielką Cisową, z której na Błatnią pozostaje tylko 10 minut marszu. Na sporej polanie usytuowane jest Ranczo Błatnia, oferujące nie tylko palenisko, czy jedzenie, ale także noclegi. Stanowi sporą konkurencję dla schroniska PTTK, które mijam bez zatrzymania i żółtym szlakiem udaję się wprost na wierzchołek Błatniej o wysokości 917m n.p.m.
|
Polana pod Wielką Cisową oraz Ranczo |
|
Schronisko PTTK na Błatniej |
Po kilkunastu krokach zdobywam wierzchołek Błatniej, która w rzeczywistości jest piękną polaną z widokiem na Beskid Śląski. Szczyt oferuje panoramę na całe pasmo, począwszy od Klimczoka przez Skrzyczne, Baranią, aż po Kotarz i Równicę. Niestety jak na złość słońce chowa się za chmurami i zrywa się zimny wiatr, przez co muszę skrócić odpoczynek. Trzeba ruszać w dalszą drogę.
|
Błatnia - wierzchołek |
|
Pasmo Skrzycznego |
|
Pasma Trzech Kopców, Czantorii i Równicy |
|
Charakterystyczne drzewo na polanie |
Na Klimczok podążam wciąż za żółtymi znakami, a po drodze będę miała do pokonania dwa wzniesienia. Najpierw wdrapuję się na Stołów, by potem maszerować jego płaskim jak stół grzbietem. Widoki aż do Trzech Kopców są mocno ograniczone, dopiero tam wyłania się Skrzyczne i okoliczne szczyty. Nazwa Trzy Kopce wzięła się podobnie jak tych Wiślańskich od granic trzech wsi – Brennej, Szczyrku i Wapienicy. Na wierzchołku także można zauważyć fundamenty dawnego schroniska, które zostało zniszczone pod koniec II wojny światowej.
|
Grzbiet Stołowa |
|
Szlak usłany kwiatami |
|
Przydrożne rozlewisko |
|
Widok z Trzech Kopców na Skrzyczne |
Na Klimczok pozostaje mi ostatnie podejście, które pokonuję resztkami sił w palącym słońcu i dusznym powietrzu. Na szczycie o wysokości 1117m n.p.m. staję po łącznie godzinie marszu, który nie był wymagający, a na szlaku nie spotkałam praktycznie nikogo. Na pewno zawdzięczam to poza weekendowej łaziorce, aczkolwiek na szczycie przewija się już sporo wędrowców. Jak zwykle siadam na wschodnim stoku z widokiem na Magurę oraz schronisko, i choć dzisiejsza widoczność pozostawia wiele do życzenia, to i tak lubię tę górę. Na Klimczoku również obowiązkowo trzeba zajrzeć do unikalnego „ogródka”, w którym znajdziemy kamienie oraz tabliczki z różnych szczytów w Polsce i na świecie.
|
Szczyt zdobyty |
|
Widok ze szczytu na Magurę oraz Pilsko i Babią
|
|
Charakterystyczny ogród |
|
Dalej
kolejne szczyty i pasma |
|
Stacja meteo |
Mój dalszy plan zakłada oczywiście domknięcie pętli w Brennej, co mam zamiar uskutecznić, podążając szlakiem czerwonym do Przełęczy Karkoszczonka. Najpierw schodzę do Siodła pod Klimczokiem, a następnie skręcam w wąską ścieżkę schowaną wśród traw. Trasa czerwona przewidziana jest na 35 minut, a moją motywacją jest Chata Wuja Toma i zimny trunek, którym się tam uraczę. Na początek jednak raczy mnie widok na Skrzyczne oraz niewymagający trawers w dół.
|
Siodło pod Klimczokiem |
|
Widok ze szlaku czerwonego |
Niebawem szlak prowadzi po luźnych kamieniach ostrzej w dół, ale na tyle krótko, by nie powykręcać mi kostek. Kiedy docieram na przełęcz, od razu udaję się nieco poniżej do chaty, gdzie odpoczywam w cieniu parasola. Chata Wuja Toma jest bardzo ciekawym miejscem, a jeśli nie macie sił, by dotrzeć tam szlakiem, to od strony Szczyrku możecie spokojnie dostać się samochodem praktycznie pod sam obiekt. Stylowa chata góralska powstała w dawnej zagrodzie z 1918 roku i oferuje nie tylko dania, czy piwo, ale także noclegi.
|
Przełęcz Karkoszczonka |
|
Dekoracja w ogródku |
|
Owczarnia |
Po odpoczynku pozostaje mi wrócić do Brennej – najpierw 40 minut żółtym szlakiem, a potem jeszcze 3,5 kilometra do centrum. Szlak początkowo prowadzi szeroką, leśną drogą, ale już po 10 minutach przeradza się w asfaltową szosę. Po opuszczeniu znakowanej drogi idę niechętnie poboczem, kiedy nieoczekiwanie zatrzymuje się samochód i przemili turyści pytają, czy mnie nie podrzucić. Kiedy „stop” sam Cię łapie, nie wypada odmówić i takim sposobem już około 13:00 jestem przy swoim aucie.
Pętla przez Błatnią i Klimczok z Brennej to fajna alternatywa dla trasy z Bielska. Mnie się bardzo podobała zarówno kondycyjnie, jak i widokowo, a mały ruch turystyczny dodatkowo zadziałał na plus. Jedynym mankamentem jest ostatni asfaltowy odcinek. To już kolejna moja trasa z Brennej, z którą niesamowicie polubiłam się w tym roku i jeśli zastanawiacie się gdzie w Beskid Śląski na weekend, to z całego serca polecam tę mieścinę 💚
A.P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz