Lodowe Beskidy - Barania Góra i Dolina Czarnej Wisełki
Ciężko mi zliczyć razy, kiedy stałam na Baraniej Górze. Zdobywałam ją od każdej możliwej strony i o każdej porze roku, więc może nie warto już tam chodzić, skoro wszystko widziałam? Barania Góra ma jednak to coś, że bardzo lubię tam wracać i nie chodzi tu wcale o panoramę, która owszem jest przepyszna, czy ciekawe, niewymagające szlaki. Od kilku lat ma jeszcze jeden atut – wyremontowane schronisko Przysłop, w które nowi gospodarze włożyli masę roboty, czyniąc je jednym z najlepszych schronisk w Beskidach. Ale też nie dlatego wracam. Barania przyciąga, po prostu…
Kiedy końcem roku 2019 świat zostaje przykryty białym puchem, szlaki mocno zasypane, a krajobraz zmrożony przez Królową Lodu, postanawiamy ruszyć w góry. Nie spodziewamy się błękitnego nieba, ani słońca, będzie zimno i mrocznie. W zasadzie ja w ogóle nie cierpię zimy, ale ubieram się niechętnie, naciągam czapkę mocno na uszy i ruszam na Baranią Górę.
 |
😝 |
Wybieramy szlak czarny przez dolinę Czarnej Wisełki i choć nie jest to najciekawsza opcja dotarcia na szczyt, to ma swoje plusy. Po pierwsze szeroka droga z pewnością będzie ubita i drożna, a reszta szlaków może być nieprzetarta. Po drugie wariant ten prowadzi obok schroniska. Decydując się na wygodny spacer musimy się jednak liczyć z 5-kilometrowym marszem wzdłuż Czarnej Wisełki i choć zima magicznie przystroiła krajobraz, to po 30 minutach zaczyna mi się nudzić. Zew wędrowca pragnie torować przez las i piąć się w górę, niestety… 1h 20minut – tyle przy dobrym tempie zajmie Wam pokonanie tego odcinka.
 |
Dolina Czarnej Wisełki |
 |
Coraz bardziej kurzy |
Od schroniska dzieli nas obecnie około 1,5km, które pokonamy szlakiem czerwonym. Początkowo prowadzi on wąską ścieżką przez las (w lecie wcale nie jest taka wąska), a potem znowu nudną drogą pożarową wprost pod wrota Przysłopu pod Barania Górą. W okresie świąteczno-sylwestrowym schronisko jest pełne, na co wskazuje panujący tu ruch. My tymczasem czmychamy do środka na ciepłe śniadanie, by nabrać mocy przed atakiem szczytowym 😉
 |
Schronisko Przysłop |
 |
Śniadanie |
Po odpoczynku ruszamy w górę, jedynym możliwym szlakiem, czyli niebiesko-zielono-czerwoną opcją, która również jest przedeptana, aczkolwiek już nie jak autostrada. Wąska ścieżka umiarkowanie pnie się w górę, a im jesteśmy wyżej, tym krajobraz jest bardziej mglisty. Turystów nie brakuje, co wcale nie dziwi – ten wariant jest idealny także dla początkujących. 3,5-kilometrowy odcinek w zimowych warunkach zajmuje nam dokładnie godzinę, czyli tyle ile pokazują tabliczki. Nie jest źle.
 |
Droga na szczyt |
 |
Biało i mglisto |
 |
Ostatnia prosta |
Na wierzchołku nieco wieje, a widoczność jest słaba przez chmury o niskim pułapie. To co jednak najbardziej robi wrażenie, to zmrożona do szpiku metalu konstrukcja – każdy element skuty lodem stwarza wrażenie nierzeczywistego przedmiotu. Krajobraz jest bajkowy, ale jakby zahibernowany, jakby uszło z niego życie, a na samą myśl chłód wdziera się pod ubranie. Naciągam nieco mocniej czapkę i tylko na moment zastygam. Potem rozpoczynamy zejście w dół.
 |
Lodowa konstrukcja |
 |
W górę |
 |
Rzeźby natury |
 |
Zahibernowany las |
 |
Nie cierrrpię zimy 😉 |
Wracamy dokładnie tym samym szlakiem, nie ryzykując torowania innego wariantu i choć ten marsz w połowie nudny, to jednak bezpieczny, a na więcej dziś nie mam ochoty. Całość trasy zamykamy w 18 kilometrach i 5 godzinach, przy raczej spokojnym, poświątecznym tempie. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapuścić się w Beskid Śląski zimą, to Barania Góra jest do tego czynu idealna. Popełnijcie go jak najszybciej 😁
A.P.
29.12.2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz