Ponura Osterwa i chytry Batyżowiecki Staw


2 września, godzina 8:00 - startuję w kierunku Popradzkiego Stawu. Nie żebym miała nadzwyczaj ambitne plany, ale nad głową kłębią się czarne chmury, a powietrze jest tak gęste i duszne, że mam wręcz pewność, iż walnie burza. Dzisiejsza trasa zakłada zdobycie Osterwy, a potem zejście do Batyżowieckiego Stawu – niby nic specjalnego, ale dla nas coś nowego. A skoro nowe to trochę jara 😉
Na początek oczywiście asfalcior, ale o tej porze roku jakże przyjemny. Łąki wokół szlaku porośnięte są wierzbówką kiprzycą, a różowe połacie kwiatów ładnie współgrają ze strzelistymi graniami Tatr Wysokich. Idzie się fajnie, na drodze nie ma żywej duszy, no poza autami dostawczymi sunącymi do schroniska.


Asfalt wśród wierzbówki
Szlak niebieski wśród modrzewiów i Tatr Wysokich
O godzinie 9:00 docieramy nad jezioro, gdzie coraz bardziej zaczynają mnie niepokoić czarne chmury. W momencie robi się sporo chłodniej, więc postanawiamy schować się w schronisku. Hotel górski położony jest na wysokości 1494m n.p.m. i posiada aż 165 miejsc noclegowych od apartamentów po kawałek gleby dla wędrowca. Schronisko położone jest na magistrali tatrzańskiej, która w jedną stronę biegnie do Szczyrbskiego Jeziora, a w drugą tam gdzie będziemy zmierzać, czyli na Osterwę. Póki co pożywiam się, studiuję mapę i analizuję ewentualny powrót na wypadek burzy. 

Schronisko Popradzkie
A może by tak gdzieś wyżej…? 😉
Majlathova Chata i początek Grani Baszt
Analiza
Wszystkie scenariusze rozpatrzone, zza chmur w końcu wyłania się słońce i wyłaniamy się my ze schroniska. Obieramy szlak czerwony i najpierw podążamy brzegiem jeziora, by po drugiej stronie skręcić w kierunku Osterwy. Szlak prowadzi zakosami północno-zachodnim zboczem góry, a czas dotarcia na przełęcz to zaledwie godzina. Nie bez powodu wspomniałam o przełęczy, ponieważ na sam wierzchołek żaden szlak nie prowadzi, ale oczywiście zrobię sobie mały skok w bok 😉

Wokół jeziora
Szlak prowadzi kamiennym duktem, a ścieżka wije się wspomnianymi zakosami, co powoduje kompletny brak zmęczenia. Nogi same niosą do góry, a my jesteśmy z każdą minutą coraz wyżej. Niestety wraz ze zdobywaniem wysokości przybywa również chmur, a jak chmury, to trochę mniej widoków. Nie oszukujmy się - brak słońca to również gorszej jakości doznania estetyczne, także na razie jest średnio. Mnie na domiar złego zaczyna zbierać jakieś choróbsko, więc nawet banalnie kondycyjny szlak zdaje się być bardziej męczący. 

Kamiennym duktem z widokiem na Dolinę Złomisk
Przebłyski słońca nad Granią Baszt
Wysoka
Coraz wyżej
Po upływie tabliczkowego czasu, a więc godziny, docieramy na Przełęcz pod Osterwą, znajdując się tym samym na wysokości 1966m n.p.m. Siodło oddziela Osterwę od Tępej, a na oba szczyty choć szlak nie prowadzi, to widać wyraźne ścieżki, przy czym na Tępą jest zdecydowanie dalej. Na przełęczy niestety niemiłosiernie wieje, więc czym prędzej zakładam kurtkę i robię wspomniany skok w bok – na wierzchołek.

Sedlo pod Ostrvou
Ta niewielka kupa kamieni to właśnie Osterwa
Tam na Tępą
Pamiątkowe
Już po kilkunastu krokach znajduję się na szczycie, który liczy 1978m n.p.m. i pomimo że jestem wyżej, to paradaksalnie wiatr ustaje. Poprawia się również pogoda, czarne chmury ustępują, a nad naszymi głowami pojawia się nieco błękitnego nieba. Co prawda chmury dalej wiszą gdzieś na granicy 2000 metrów, ale jakość krajobrazów zdecydowanie się poprawia. Szwędam się nieco po płaskowyżu za szczytem Osterwy i gdzieś nieopodal kosówki postanawiam zrobić przerwę. Czas doładować akumulatory zarówno duchowe, jak i fizyczne. 

Wierzchołek, a za nim Tępa
Popradzki Staw widziany ze szczytu
Zakosy
Panorama z Osterwy
Po odpoczynku czas ruszać w dalszą drogę. Najpierw wracamy na przełęcz, a tym samym na czerwony szlak, którym zamierzamy maszerować w kierunku Batyżowieckiego Stawu. Jest to wciąż Tatrzańska Magistrala, a nad wspomniane jezioro szlakowskazy zapowiadają 1h 30minut. Ścieżka wiedzie kamiennym duktem, trawersując najpierw zbocza Tępej, a potem Kończystej. Podczas wędrówki albo tracimy wysokość, albo niebawem ją odrabiamy i przemieszczamy się praktycznie cały czas na granicy około 1800 metrów. Szlak nie obfituje we wspaniałe widoki i powalające panoramy, a trwa dokładnie tyle, ile ma trwać – 1,5 godziny. 

Kamiennym duktem
Widoki przeciętne
Niemalże u celu
Po upływie wyznaczonego czasu docieramy w końcu nad Batyżowiecki Staw. Jezioro jest niewielkie, otaczają je strzeliste granie, jednak widok jest mocno przysłonięty przez chmury. Podczas gdy patrzę gdzieś daleko w horyzont, kątem oka dostrzegam ruszającą się nieopodal trawę i co gorsza ta trawa zaczyna się do mnie przysuwać… 😦 Czy ja już do reszty zwariowałam?! Otóż ruszająca trawa, po chwili okazuje się rudym równie co ona lisem, który niczego się nie obawiając, ochoczo podchodzi do mnie po jedzenie. Dokarmiać jednak lisków nie wolno i podczas gdy jeden niepocieszony znika, wtem pojawia się drugi równie namolny. Podziwiam je, śmiejąc się i rozmawiając, gdy nagle słychać grzmot… 

Otoczenie Batyżowieckiego Stawu
Jest i staw
Ruchoma trawa 😉
W całej okazałości
Zanim pada pierwszy grzmot
Żadne z nas nie myśli o dojadaniu kanapek, tylko niczym na rozkaz wstajemy, zabieramy plecaki i ruszamy w dół. Do najbliższej miejscowości czeka nas około 1,5h marszu i do utraty aż 800 metrów przewyższenia. Burza zdaje się być coraz bliżej, więc zachowawczo rozglądam się po terenie, który nie oferuje kompletnie żadnej kryjówki w przypadku rozpętania się piekła. Szybkim krokiem wpadam w piętro kosówki, a potem coraz niżej. Kiedy zaczyna kropić jesteśmy już prawie w lesie i choć wciąż grzmi, postanawiamy zrobić krótki postój. Ileż można gnać, jestem najzwyczajniej głodna. 

Postój w lesie
Wciąż co jakiś czas grzmi, ale wszystko wskazuje na to, że burza przechodzi bokiem. Po 1h 20 minutach docieramy do miejscowości Vyšné Hágy, skąd mamy zamiar dostać się do samochodu przy pomocy elektriczki, czyli podtatrzańskiej kolejki, łączącej większość osad należących do gminy Vysoké Tatry z Popradem. Kolejka jest świetną opcją przemieszczania się pod Tatrami i choć jesteśmy zmotoryzowani, to chętnie z niej korzystamy. Za pokonanie 5-kilometrowego odcinka trzeba zapłacić 2€, a przejazd trwa około 20 minut. 

Zastávka Popradské Pleso
Dzisiejszy dzień traktuję jako rozgrzewkę przed głównymi punktami programu. Odwiedzone miejsca nie są tymi chwytającymi za serce, do których z utęsknieniem wrócę, raczej określiłabym je na jednorazowe odwiedziny. Niemniej jednak fajnie poznawać nowe rejony Tatr i właśnie taką wycieczką krajoznawczą dzisiejszy dzień mianuje. Podejrzewam, że przy lepszej pogodzie zdecydowanie bardziej by mnie porwało, jednak wzięłam co było i z pewnością nie żałuję.


A.N.

02.09.2018



1 komentarz:

  1. Interesujące tereny. Podobają mi się te łyse strefy ponad linią drzew.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń