Veľký i Malý Kriváň - wędrówka grzbietem Małej Fatry


Tak to już chyba bywa, że kiedy zaczyna się odkrywać nowe pasmo górskie, to na początek celuje się w jego najwyższy szczyt. Tak również jest z Małą Fatrą i wznoszącym się na 1709m n.p.m. Wielkim Krywaniem. Dzisiejszy plan przewiduje pętlę z punktem startowym we Vrátnej, tuż u stóp kolejki, która w 10 minut może wyciągnąć turystę na 1490m n.p.m. O 7:00 rano jednak kolejka nie jeździ, więc odnajduję zielony szlak, którym mam zamiar wdrapać się na Snilovské Sedlo. 

Vrátna Chata – dolna stacja kolejki
Początek jak to bywa z początkami nierzadko są trudne. Tak jest i tym razem, więc trekking zaczyna się solidnym podejściem pod kolejką i nieco przerażającą wizją na kolejne 2 godziny. Na szczęście po 10 minutach ścieżka skręca niespodziewanie w las i trawersuje ostre leśne zbocza. Szeroka droga wiedzie zakosami w otoczeniu drzew, które tym razem tworzą idealny parasol ochronny. Tak się właśnie składa, iż pomimo obietnic pogodowych nad górami kłębią się chmury, wierzchołki pogrążone są w mroku, a na domiar złego właśnie zaczyna kropić. Nie zniechęcam się jednak na przedbiegach i pełna optymizmu zdobywam kolejne metry wzwyż. Po 40 minutach opuszczam leśne piętro i wkraczam ponownie na solidnie nachylony stok, a szlak znowu przebiega tuż pod kolejką. Żeby nie wszystko było tak pesymistyczne, nagle przez chmury przedziera się słońce, które nieco podgrzewa atmosferę. Ukazują się pierwsze widoki, co dodaje motywacji na podejściu.

Są góry 😃
Podejście, słońce i chmury
Niebawem zapał jednak zostaje zgaszony. Wraz z wysokością wzmaga się zimny wiatr, który przewala chmury z jednej strony na drugą, by finalnie mnie w nie wepchnąć. Tak więc wchodzę w gęste mleko, poganiana wiatrem i przeszywana prze zeń do szpiku kości. Podłoże również staje się z lekka upierdliwe, ponieważ błoto połączone z uroczymi mokrymi krzaczorami do ulubionych dzieł natury nie należy. Cóż począć… Trzeba brnąć w górę, tylko chwila, najpierw się ubiorę, bo zaraz zamarznę w ten lipcowy, piękny dzień…
Po 1h 15 minutach wędrówki powoli opadają siły, a raczej powoli lecz skutecznie wysysają je ze mnie warunki atmosferyczne. Nagle spośród chmur, dosłownie na moment, wyłania się górna stacja kolejki linowej, by po chwili zniknąć na dobre w gęstej mgle. Może nie dostaję nagle mocy, ale zdecydowanie lepiej stawia się kroki z perspektywą nadchodzącego końca. I tak ostatkiem sił osiągam Chatę pod Snilovskim Sedlem i chowam się w środku przed pizgawicą. 


W końcu górna stacja
Kto by pomyślał, że w lipcu będę siedzieć na 1490m n.p.m. i popijać gorącą herbatę. Wcinam kanapki i podziwiam „letni” krajobraz przez szybę, oczekując nagłego rozpogodzenia. Mija kwadrans, pół godziny i wciąż nic… Kiedy wreszcie powoli wierzchołki się odsłaniają, postanawiam nie zwlekać i szykuję się do wymarszu. Nie powiem jednak, że jestem optymistycznie nastawiona. Po prostu zaczynam godzić się z sytuacją i iść w kierunku szczytu z myślą o widokowej porażce.

Krajobraz nie napawa optymizmem
Opuszczam chatę
Po 10 minutach znajduję się już na przełęczy, gdzie robi się poważnie. Po pierwsze wieje tu tak mocno, iż zaczyna mną kołysać na boki, a do tego podmuchy są na tyle zimne, że posłusznie wyciągam…czapkę i rękawiczki 😐 Tak, jest lipiec, tak piździ. Sama przełęcz oddziela Wielki Krywań od Chleba, więc wędrowcy mają do wyboru dwa całkiem konkretne szczyty. Plan na dziś od początku zakłada tę najwyższą górę, więc ruszam w prawo i wkraczam tym samym na szlak czerwony. Szeroka droga wiedzie umiarkowanie w górę i gdyby nie wiatr wiejący prosto w twarz, wędrówka przebiegałaby naprawdę lekko. Chmury szaleją nad moją głową i jest mi niezmiernie smutno z takiego obrotu sprawy. Po 15 minutach znajduję się na skrzyżowaniu szlaków i skręcam w lewo w kierunku szczytu. Ruch turystyczny pomimo niesprzyjającej pogody jest spory, a ja obecnie podążam po skalistym podłożu pełnego luźnych kamieni. Nagle niebo zaczyna się rozjaśniać i pomimo, że wciąż idę wśród chmur, krajobraz robi się bardziej sprzyjający. Niespodziewanie po 5 minutach dostrzegam skupisko ludzi i jak się okazuje stoją dokładnie na wierzchołku Wielkiego Krywania. Niby najwyższy szczyt pasma, a jego zdobycie to bułka z masłem. Staję i czekam na cud...

Na początku tylko mgła
Ruch chmur
Snilovské Sedlo i górna stacja kolejki
W kierunku zachodnim
Na najwyższym szczycie Małej Fatry
Niestety nie rozpogodziło się na dobre, lecz było to tylko chwilowe przejaśnienie, więc po kwadransie czekania na cud postanawiam wreszcie schodzić, bo w przeciwnym razie grozi mi zamarznięcie. Wracam do przełęczy i odtąd wędruję grzbietem, gdy nagle staje się cud. Chmury, które mi towarzyszyły powoli rozstępują się niczym Morze Czerwone, odsłaniając cały krajobraz Małej Fatry. Wyciągam szybko aparat, ale już wiem, że nie ma się co spieszyć. Rozpogodziło się na dobre. Spoglądam za siebie na Snilovské Sedlo i Rozsutce, a przede mną połyskuje we wszystkich odcieniach zieleni Piekielnik i Mały Krywań. Zbieram szczękę z ziemi, bo to co widzę przerasta moje oczekiwania. Niekończące się połoniny rozświetlane przez promienie słońca i przeplatane grą chmur sprawiają, że staję jak wryta i patrzę… 

Zaczyna się…
Snilovské Sedlo, Poludňový Grúň i Veľký Rozsutec
W kierunku Piekielnika
Po dłuższej chwili ruszam w dalszą drogę i wędruję wąską ścieżką wśród połonin. Wiatr duje niemiłosiernie i miejscami usiłuje mnie zdmuchnąć z grzbietu, ale nie daję się i podążam dalej ku bezkresowi piękna. Oglądam się za siebie, idę, staję i tak nieustannie coś mnie ciągnie dalej, a coś mnie zatrzymuje. I to tym razem nie wiatr, to te zielone kopy... 😍

Piekielnik przyciąga do siebie
Mały Krywań wciąż w chmurach
Z tyłu Rozsutce i Stoh
Wielki Krywań w oddali
Niebawem czeka mnie krótkie podejście na szczyt Piekielnika, z którego podziwiam Wielki Krywań po lewej, Mały Krywań po prawej, a także Wielką Fatrę, Małą Krywańską, Małą Luczańską oraz inne odleglejsze pasma. Panorama jest niesamowita, a widoczność przeplatana ze światłocieniami przynosi rewelacyjne efekty. Zatrzymuję się na dłuższą chwilę, po czym ruszam wciąż dalej szlakiem czerwonym. 

Pod szczytem
W kierunku Przełęczy Bublen
Piekielnik
Ze szczytu czeka mnie nieznaczna utrata wysokości, a ścieżka po miękkiej ziemi prowadzi na Sedlo Bublen. Tutaj krzyżuje się szlak czerwony, prowadzący dalej głównym grzbietem na Mały Krywań, ze szlakiem zielonym na Koniarky oraz żółtym na Chrapaky. Do szlaku żółtego niebawem wrócę, natomiast póki co podążam dalej za czerwoną farbą. Szlak trawersuje południowe zbocza Koniarek, więc kiedy po chwili się za nim chowam, wiatr ustaje, a ciepłe powietrze skutecznie mnie rozgrzewa. Nagle wspomniane zbocza stają się oceanem falujących traw, których szum delikatnie dźwięczy w uszach, a białe chmury leniwie suną po niebie. Idę krok za krokiem, błądząc nieobecnym wzrokiem po zielonym zboczu, a umysł powoli i skutecznie staje się czystą kartką papieru, którą mogłabym zapisać biciem serca. O ja Cię, właśnie to kocham w górach, tu moja dusza się zatraca 💚

Mały Krywań i Koniarki
Mały Krywań
Falujące trawy
Zupełnie nieobecna docieram do niewielkiej przełączki, która oddziela Koniarki od Małego Krywania. Zaczynam solidne podejście, lecz wciąż po wygodnym podłożu. Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, raz pokrywając niebo ciemnymi chmurami, by po chwili rozwiał je wiatr i świeciło słońce. I tak ściągam czapkę, zakładam, zatrzymuje się, idę i pewnie bym zwariowała, ale mam to wszystko gdzieś, bo okoliczności przyrody są tak nietuzinkowe, iż skupiam się na czymś zupełnie innym.

Z tyłu Piekielnik
Słowacja – górski kraj 😮
Piekielnik, Wielki Krywań i połoniny 💚
Niebawem wchodzę na grzbiet masywu Małego Krywania, skąd mogę obserwować drogę na szczyt oraz również sam wierzchołek. Idę już nieco zmęczona, ale jednak uśmiechnięta, bo i jest się z czego cieszyć. Dzisiejsze widoki mnie zaskakują, nie wiem, czy iść na szczyt, czy może zostać tutaj i gapić się na ten sielankowy krajobraz. Cóż począć, oszalałam… 

Wielki Rozsutec pośród zielonych zboczy
Wielki Krywań
Droga na szczyt
Gra świateł
Na grani
Po upływie godziny stawiam swoje stopy na szczycie Małego Krywania i najpierw podążam do kamiennego obelisku z tabliczką, a potem szybko do koliby chroniącej przed wiatrem. Szczyt jest
drugim pod względem wysokości w Małej Fatrze i oferuje rewelacyjną panoramę, a mimo tego na wierzchołku nie ma tłumów. Ja również nie zagrzewam na nim długo miejsca, ale tylko ze względu na niesprzyjającą pogodę. Poza tym jest wart każdej minuty 😊

Kopuła szczytowa
Dalszy przebieg Głównego Grzbietu Małej Fatry
W kierunku Wielkiego Krywania i Wielkiego Rozsutca
Wierzchołek
Powrót czeka mnie tym samym szlakiem aż do Sedla Bublen, gdzie ponownie odpoczywam i w słońcu delektuję się otoczeniem. Następnie skręcam na żółty szlak, prowadzący na kolejny rozstaj - Chrapaky. Aura znowu jest niesamowita, a wąska ścieżka pośród zielonej roślinności nadaje dzikości temu zakątkowi Słowacji. 

Magicznych miejsc ciąg dalszy
Szlak z widokiem na Rozsutce
Po 15 minutach zmieniam znaki na niebieskie i pokonuję odcinek po piarżystym podłożu wśród kosówki. Tracę umiarkowanie wysokość, a wąska ścieżka wydaje się być nieuczęszczana, co sugeruje kosówka zarastająca szlak, tak iż muszę się przedzierać prze zeń niczym przez amazońską dżunglę. Opłaca się jednak pokonać ten odcinek dla widoku na Kraviarske, które swoimi zielonymi zboczami przykuwa uwagę i zachęca do zdobycia. Ja dziś jednak nie będę się forsować i grzecznie skręcam w prawo na szlak, który ma mnie doprowadzić z powrotem do Vrátnej. 

Kosówka zabójca...
Kraviarske
Z tyłu
Szlak zielony wciąż widokowy
Na początku podążam między kosodrzewiną, wciąż jest wąską i ciasno, a dla lepszej zabawy pojawia się gdzieniegdzie błoto. W krzakach robi się nadzwyczaj gorąco, więc niebawem zmieniam outfit na letni i teraz jak na lipiec przystało podążam w krótkich spodenkach 😄 Szlak prowadzi zakosami, czasem ostrzej w dół, stopniowo wpychając mnie w piętro lasu, a im dalej w las, tym ciemniej… W końcu ląduję w suchym korycie rzeki, skacząc z kamienia na kamień i uważając, by nie tylko nie zgubić szlaku, ale i nie skręcić nóżki, albo i w ogóle nie stracić życia...

Ciemny las i koryto
Że ja mam niby po tym przejść…?!
Po 1h 30 minutach marszu nudnym odcinkiem, wreszcie wyłaniam się ku światłości i wkraczam na drogę asfaltową, która doprowadza mnie wprost do samochodu. Popołudniowa pogoda jest zacna, tak że w pełni mogę podziwiać krajobraz, który o poranku był zasłonięty. Soczyście 😊

Tak ładnie 😍
Dzisiejsza wędrówka choć zaczęła się ponuro i pesymistycznie, to finalnie nadeszło rozpogodzenie, które pokazało prawdziwe oblicze Małej Fatry. Zielone zbocza niczym bieszczadzkie połoniny połączone z grą świateł i licznymi widokami to istna górska bajka, a wędrówka grzbietami jest najfajniejszą opcją z możliwych. Może pogoda była przewrotna, a lipiec jakby mało letni, ale soczyste panoramy sprawiły, że reszta się nie liczyła. To był naprawdę dobry dzień i niesamowite doznanie estetyczne.


A.N.
03.07.2017



2 komentarze:

  1. O, i górska wersja tapety Windowsa się trafiła. :D
    Równowaga w przyrodzie musi być - na każdą pizgawicę w końcu przypada pakiet smakowitych widoczków.

    OdpowiedzUsuń