Dolina Pięciu Stawów latem


Kiedy prognozy zapowiadają okno pogodowe na piątek, nie waham się zbyt długo i ruszam w Tatry. Co prawda najpierw muszę swoje odstać w korku do Palenicy, ale finalnie po 9:00 ruszam w górę najpopularniejszą tatrzańską asfaltówką. 
Do Wodogrzmotów docieram w 30 minut, po czym odbijam w prawo, po cichu licząc, że cały tłum pójdzie wprost nad Morskie Oko. Niestety tak dobrze nie ma i sporo wędrowców również skręca na szlak zielony. Najpierw zasuwam ostro pod górę, potem trochę odkrytym, równym terenem, aż w końcu błogim cieniem przez las. Tempo mam całkiem dobre i już po 35 minutach jestem w Nowej Roztoce. 

Dolina Roztoki
Przystanek Nowa Roztoka
Po chwili oddechu przekraczam Potok Roztoka po drewnianym moście i niebawem maszeruję ponownie w górę. Jest naprawdę ciepło, ale sytuację ratuje delikatny wiatr. Następnie idę kawałek po równym, potem znowu pod górę, aż w końcu docieram do rozstaju Rzeżuchy. Tutaj do wyboru mam dwie możliwości dostania się do Piątki - koło schroniska lub obok wodospadu Siklawa. Decyduję się na wariant zielony i podążam wprost ku Wielkiej Siklawie - najwyższemu wodospadowi w Polsce.

Potok Roztoka z widokiem na Kozi Wierch
Szlak wśród kosówki
Odcinek Rzeżuchy-Siklawa przebiega wąską ścieżką po wygodnych kamieniach. Większość turystów odbiła na szlak czarny, więc na drodze jest pusto. Żwawo wspinam się po skalnych stopniach w otoczeniu kosówki, a z każdym krokiem coraz wyraźniej słyszę huk wodospadu Po 20 minutach marszu w promieniach słońca docieram na miejsce. Siklawa niezmiennie za każdym razem robi na mnie wrażenie. Nie wiem, czy to te hektolitry spadającej wody, czy imponujący próg skalny, a może po prostu ten kojący huk największego wodospadu w Tatrach. Ta kaskada ma w sobie jakąś magiczną moc - odcinam się całkowicie, zapominam o tłumach i trwam w błogiej nostalgii.

Próg wodospadu
Krystaliczna woda potoku Roztoka
Jest moc
Do Doliny Pięciu Stawów został zaledwie kawałek, więc pałam coraz większym optymizmem. Ostatni odcinek prowadzi obok wodospadu po skalnych płytach, wciąż intensywnie pod górę. Spokojnym krokiem zdobywam ostatnie metry - już widać mostek, już wyłania się Wielki Staw, jestem na miejscu! Robię kilka zdjęć, po czym urządzam ewakuację z tego popularnego rozstaju. Czas uciec w głąb doliny, tam gdzie gwar ustaje, a rozbrzmiewa przyroda.

Wielki Staw strzeżony przez Niżni Kostur, Kotelnicę oraz Gładki Wierch
Słynny kamień z jeszcze słynniejszym widokiem
Z drugiej strony
Miedziane i Szpiglasowy Wierch
I ja na malutka 😉
Następnie odnajduję niebieskie oznaczenia i ruszam w kierunku Tablicy Bronikowskiego, gdzie liczę na wspomnianą ciszę i mniejszy ruch turystyczny. Idę prawym brzegiem Wielkiego Stawu, a wąska ścieżka kluczy wśród kosówki. Szlak prowadzi najpierw trochę pod górę, a potem już równym terenem. Widoki są coraz smaczniejsze, więc co kawałek przystaję, by złapać piękno doliny w obiektywie. Ustawiam się spokojnie z aparatem, gdy nagle słyszę obok jakiś głośny tupot, a serce niemalże mi staje. Patrzę, a to spod kamienia wyskakuje wielkie futro i ucieka. OMG, świstak! Patrzę uważniej, a drugi grubasek grzeje się na głazie. Gęba mi się cieszy, bo po raz pierwszy widzę te słodziaki na żywo 😃 

Miejscówka z widokiem na Przedni, Mały i Wielki Staw
Uciekinier
Słodziak 😍
Drugi się chowa w cieniu
Żal opuszczać świstaki, ale w końcu ruszam w swoją stronę. Wciąż kamiennym duktem przemierzam kolejne metry doliny, by niebawem dotrzeć do interesującego rozstaju. Rozglądam się za odpowiednim miejscem do popasu, po czym idę jeszcze kawałek żółtym szlakiem. Tam przy niewielkim oczku wodnym układam się na trawie i odpoczywam. Podziwiam całe otoczenie doliny począwszy od Miedzianych i Szpiglasowego Wierchu, przez Liptowskie Mury, Gładki Wierch, Zawrat, aż po Kozi Wierch. Jestem we właściwym miejscu, ładuję baterie.

Opalony Wierch, Marchwiczna Przełęcz i Miedziane
Szpiglasowa Przełęcz, Szpiglasowy Wierch oraz Wyżni i Niżni Kostur
Szlak na Szpiglasowy Wierch
Gładki Wierch, Gładka Przełęcz oraz Walentkowa Grań
Szlak na Kozią Przełęcz z widokiem na Kozie Czuby
Kozi Wierch
Najbardziej doceniam w tym miejscu ciszę, bo poza kilkoma turystami zmierzającymi na Szpiglas w okolicy nie ma żywej duszy. Kto by pomyślał, że kilkaset metrów dalej panuje tłok i gwar. Beztroskie leżenie na trawie mogłoby trwać w nieskończoność, ale czas upływa nieubłaganie. W końcu trzeba wracać - ruszam w kierunku schroniska.

Powrót z widokiem na Świstową Czubę
A świstak dalej siedzi 😉
Wracam koło schroniska w zasadzie skuszona chęcią wypicia czegoś zimnego. Pod budynkiem jest dokładnie tak, jak się spodziewałam - tłumy, hałas i rozgardiasz, więc kupuję naprędce zimny napój, po czym niezwłocznie ewakuuję się na szlak. Tym razem wybieram wariant czarny, który prowadzi wprost do rozstaju Rzeżuchy. Po lewej ciągnie się masyw Wołoszyna, podczas gdy po prawej obserwuję tłumy idące nad Morskie Oko przez Świstówkę.

Schronisko nad Przednim Stawem
Szlak czarny z widokiem na Świstową Czubę
Ludziki idące do MOka
Następnie żwawo idę zakosami w dół, a sakramencki upał daje się we znaki. Widzę już mocną, czerwoną opaleniznę na rękach i z utęsknieniem czekam, aż wejdę w las. Wśród cieni drzew jest jak zawsze przyjemnie i tak mija droga aż do Nowej Roztoki. Po 1h 15min znajduję się przy Wodogrzmotach, a na parkingu po kolejnych 30 minutach.
Dolina Pięciu Stawów zawsze jest miłym tatrzańskim akcentem i nie ukrywam, że po polskiej stronie pasma jest moją ulubioną. Byłam tu tyle razy, a wciąż jest w stanie mnie coś zaskoczyć. Dzisiaj wyjątkowo Piątka nie była tylko przystankiem w dotarciu na szczyt, lecz była celem samym w sobie i chyba dlatego doceniłam ją bardziej niż zwykle. A może po prostu coraz bardziej doceniam moment zatrzymania ponad wędrówkę...?


A.N.

03.07.2015



2 komentarze:

  1. A ja wciąż "poluję" na świstaka w Tatrach :) Milusi grubasek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też wtedy polowałam i przypadkiem się udało :D Przekochane są :)

    OdpowiedzUsuń