Kiedy w górach wszystko zwalnia - Przegibek, Mała Racza, Wielka Racza


Upalne, czerwcowe popołudnie. Tylko czy 13.00 to dobra pora, by wybrać się w Worek Raczański na 20-kilometrową pętlę? Powiadam Wam, idealna! 
Samochód zostawiam na niewielkim, leśnym parkingu przy zielonym szlaku, zajmując tym samym ostatnie wolne miejsce. To jedyny minus późnego wyjścia w góry. Najpierw ruszam na Przełęcz Przegibek i całe szczęście, że droga przebiega lasem, bo dzisiejszy upał jest niemiłosierny. Szlak zielony umiarkowanie wiedzie w górę - pierwszy odcinek prowadzi wśród drzew, natomiast drugi już odkrytym terenem w palącym żarze. Delikatny wiatr wplata się w moje włosy, a w nozdrza wpada zapach nadchodzącego lata. W samotnych wędrówkach lubię nie tylko ciszę przeplataną biciem własnego serca, ale tempo i postoje, które dostosowuję do swojego własnego rytmu i oddechu. Pogrążam się w myślach i robię dokładnie to, na co mam ochotę. 

Szlak zielony i to dosłownie!
Pierwsze beskidzkie widoki
Zbocza Bendoszki
3 kilometry pokonuję w szybkim tempie i już po 45 minutach melduję się pod schroniskiem na Przegibku. Na miejscu zastaję oczywiście tłumy ze względu na łatwą dostępność przełęczy, natomiast ja wybieram zaciszny kąt na werandzie i wsuwam pyszną drożdżówkę. Obecnie znajduję się na wysokości 1000m n.p.m., a mój dalszy plan zakłada szczegółową eksplorację Worka Raczańskiego. Póki co daję odpocząć nogom.

Schronisko PTTK na Przegibku z innej perspektywy
💚
Będzie dobrze 😊
O 14.00 ruszam w dalszą drogę. Najpierw maszeruję niebieskim szlakiem przez osiedle Przegibek, które jest najwyżej położoną osadą w Beskidzie Żywieckim. Szeroka droga prowadzi mnie w kierunku lasu, a delikatny wiatr jakby popycha w jego szpony. Kiedy wkraczam na graniczny szlak czerwony, cały zgiełk ulatnia się jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przenosząc mnie do zupełnie innego świata. Znikam w gęstym lesie, w cieniu drzew, a przyroda, czas i przestrzeń jakby zwalniają. To takie przedziwne uczucie, jakbym wpadła do szklanej kuli, będąc odseparowana od wszystkich złych emocji, a dożylnie podawana byłaby morfina. Uśmiecham się, bo wiem, że najbliższe 10 kilometrów spędzę właśnie w takiej atmosferze. Na szlaku spotykam pojedyncze jednostki, a im jestem dalej, tym ruch turystyczny zupełnie zanika.

Szlak niebieski prowadzi do lasu
Za mną Bendoszka
Widok z czerwonego szlaku na Przegibek
Magiczny las
Wśród borówczysk
Spokojne niedzielne popołudnie
Wariant czerwony głównie prowadzi lasem, choć po drodze zdarzają się okna na świat, a także malownicze polany. Jedną z nich jest Hala Śrubita, do której docieram po dwóch godzinach nieustannego, lecz jakże spokojnego i kojącego marszu. Sielankowy krajobraz powala na kolana, a cisza wręcz krzyczy w tym miejscu. Jestem w połowie mojej drogi, zupełnie sama pośród zielonej falującej trawy. Po prawej dostrzegam Przegibek, po lewej dumnie pręży się moja destynacja – Wielka Racza. Mam ochotę usiąść tutaj i zostać na zawsze, ale jednocześnie wiem, że najlepsze dopiero przede mną.

Hala Śrubita
Widok na wschód  - Przegibek
Na północny-zachód Wielka Racza
💚
Odtąd zaczyna się najbardziej malowniczy odcinek szlaku czerwonego. Najbardziej zielony, najprzyjemniejszy dla oczu i najpiękniejszy dla serca. Do celu pozostała mi godzina drogi, ale właściwie nigdzie się nie spieszę, mam wrażenie że wręcz zwalniam, by cieszyć się otaczającą mnie przyrodą jak najdłużej. Wciąż jest gorąco, więc idąc teraz pod górę, bardziej odczuwam temperaturę, aniżeli na płaskim, leśnym odcinku, ale właściwie to kompletnie sobie tym nie zaprzątam głowy. Przecież właśnie teraz stawiam swoje stopy na Hali pod Małą Raczą, a ta jest jeszcze bardziej magiczna od swojej poprzedniczki. Wystarczy zrobić zaledwie kilka kroków i odwrócić się za siebie, by zobaczyć soczyście zielone pasmo Małej Fatry, czy zbocza i grzbiety Beskidu Żywieckiego. Idę chyba jeszcze wolniej niż przedtem, a w pewnym momencie się zatrzymuję i siadam na rozgrzanej popołudniowym słońcem ziemi. Robię głęboki wdech i znikam na chwilę. Tu jest tak pięknie.

Szlak czerwony niezmiennie zachwyca
Soczyste paprocie i borówczyska
Szlak przez Halę na Małej Raczy
Beskid Żywiecki
Widok na Małą Fatrę
Z bliska
Na Wielka Raczę pozostaje mi 15 minut marszu, które nie jest okupione wysiłkiem, a przyspieszonym biciem serca, wyrywającym się z piersi na widok cudów, przygotowanych dziś dla mnie przez naturę. Wygodna ścieżka prowadzi na szczyt wśród świerków i borówczysk, podejście nie jest odczuwalne, a Wielka Racza wita mnie kameralną atmosferą. Popołudniowy widok jest fenomenalny i choć letnie powietrze nigdy nie daje gwarancji przejrzystości, to i tak jest pięknie. Szczyt o wysokości 1236m n.p.m. posiada platformę widokową, która jeszcze bardziej poprawia walory niezalesionej kopuły. Napawam się w samotności krajobrazem, póki śpiewu ptaków nie zagłusza moje burczenie w brzuchu. Znikam na moment w schronisku na obiad.

Szlak na szczyt
Za plecami
Kopuła szczytowa
Mała Fatra hipnotyzuje
Słowacja w popołudniowym słońcu
Beskidy
Schronisko
Chyba nie muszę mówić, że kompletnie nie chcę wracać w doliny. Nie mam również ochoty samotnie schodzić po ciemku, więc finalnie po 18.00 udaję się w drogę powrotną. Żółty szlak do Rycerki Kolonii znam doskonale, a szeroki wygodny trakt nie przysparza trudności ani w górę, ani w dół. Słońce powoli kładzie się na zboczach, a krajobraz z upływem czasu traci swoje ciepłe barwy. Upalne powietrze raz po raz przecina wieczorny chłód, więc wsuwam na siebie bluzę i wciąż niespiesznie tracę wysokość. Pętlę zamykam około godziny 20:00 po 20 kilometrach na szlaku. Nie jestem jednak zmęczona, jestem po prostu szczęśliwa.

Ostatnie spojrzenie na Wielką Raczę
Droga powrotna
Końcówka
Zaczęłam odkrywać znane ścieżki na nowo. Przebywanie w górach, kiedy wszystko zwalnia jest jakże inne od tego, co znałam dotychczas. Popołudniowa wędrówka przez Worek Raczański pozwoliła mi poznać kompletnie inne oblicze szlaków, była niesamowitym doznaniem i cudownym wyciszeniem dla zmęczonej duszy. To była druga wędrówka, która zapoczątkowała serię popołudniowych, niedzielnych wypadów w Beskid Żywiecki. Z czasem zauważyłam, że to najlepszy czas na poznanie tego pasma, zakochałam się w nim na nowo, przepadłam totalnie. I nawet dziś pisząc te słowa, czuję na skórze letnie promienie słońca, a w nozdrzach zapach czerwcowego popołudnia. 


A.P.
12.06.2022



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz