Piecky - Słowacki Raj dla odważnych


Jak co roku w kwietniu jadę do Słowackiego Raju. Eksploracja tego pasma wiosną, stała się już tradycją, ponieważ wtedy rokliny nie tylko są wolne od turystów, ale również poziom wody jest najwyższy, przez co wodospady okazalsze. Dzisiaj pod lupę biorę wąwóz Piecky - jeden z ostatnich, które zostały mi do odkrycia. Opisy w internetach brzmią zachęcająco, ponieważ nawet w sezonie nie można narzekać tutaj na przeludnienie, a co dopiero poza sezonem. Wędrówkę najlepiej rozpocząć na parkingu Hrabušice – Pila, gdzie pojawiam się około 8:30. Za postój samochodu zapłacicie tutaj 3€, natomiast za wstęp do parku narodowego 1,5€ od osoby dorosłej. Interesujący mnie szlak żółty prowadzi dosłownie chwilę między domami, po czym skręca w lewo i wprowadza w las. Pierwsza drewniana kładka zwiastuje początek rokliny.
Między domami
Pierwsza kładka
Na początku typowo dla Słowackiego Raju idę wzdłuż potoku, kilkakrotnie go przecinając, a odcinek jest nazywany Białą Doliną. Wąwóz stopniowo się zwęża, poranne mgły powoli rozświetlane są przez słońce, ale wciąż jest chłodno. To typowe zjawisko w tym regionie, ponieważ bliskość skał i obecność wody sprzyjają wilgotności, która z kolei potęguje uczucie zimna.
 
Biała Dolina
Szlak prowadzi korytem potoku
Drugi etap rokliny to Stredné Piecky. Szybko odkrywam, gdzie dokładnie się zaczyna, ponieważ po 30 minutach nie wiadomo skąd wyrasta przed nami Wielki Wodospad. Jest to pierwsza z trzech kaskad w roklinie i robi piorunujące wrażenie. Wielki Wodospad jest najwyższym ze wszystkich w Słowackim Raju i spada z 13-metrowego progu, który pokonać można tylko przy pomocy złowrogiej, pionowej drabiny. Metalowa konstrukcja jest lekko podrdzewiała, a dodatkowo wodospad delikatnie zrasza jej stopnie. Należy zachować na niej szczególną ostrożność i tak właśnie się po niej wspinam – ostrożnie. Muszę przyznać, że stawiam każdy krok z pełną rozwagą. Nie patrzę w górę, nie zerkam w dół, jedyne co mnie interesuje, to pojedynczy stopień przede mną. Chyba jeszcze nigdy nie skoczyła mi tak w górach adrenalina, chyba to ta świadomość gdzieś z tyłu głowy – co by było, gdyby się poślizgnęło i spadłooooooo… Skoro jednak piszę, to jestem, żyję… 

 
Wielki Wodospad
Jest respekt…
Na końcu drabiny czeka niespodzianka, ale niekoniecznie miła. Stojąc 13 metrów nad ziemią i ufając jedynie swoim chwytom, trzeba zrobić spory krok na metalową półkę i złapać sprawnie łańcuch. Dopiero stojąc na półce, powoli wypuszczam powietrze. To było naprawdę niesamowite przeżycie... Na progu wodospadu zaczyna się już prawdziwa frajda – przede mną rozciąga się wąski, skalny wąwóz, którego pokonanie umożliwiają drewniane kładki oraz metalowe stupačky. Pod nogami płynie krystalicznie czysty potok, a wzdłuż zimnej ściany rozciągnięty jest łańcuch do asekuracji, choć pewniej czuje się trzymając skały. 

Próg wodospadu
Początek wąwozu
Zabawa trwa w najlepsze
Magiczny wąwóz
Dziki krajobraz
Po około 30 minutach pojawia się drugi wodospad – Terasový, ale ten jest dużo niższy od swojego poprzednika, a przede wszystkim drabina mniej niepokojąca. Pokonanie jej przebiega bez zastrzeżeń i kontynuuję wędrówkę ponownie przez wąwóz bogaty w półki i kładki. Cały czas jestem na szlaku sama, dzięki czemu mogę delektować się nie tylko ciszą, ale i zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły tego nietypowego, dzikiego krajobrazu. 

Wodospad Tarasowy
Szlak prowadzi po stupaczkach
W kierunku światła...
Po dwóch godzinach wędrówki wąwóz stopniowo zanika, a mi pozostaje do pokonania krótkie aczkolwiek ostre podejście. Na rozstaju zwanym Mala Polana postanawiam zrobić przerwę i ochłonąć po sporej dawce adrenaliny 😉 Jak sugeruje nazwa znajduję się na polanie, z której można podziwiać Hawranią Skałę, a ruch turystyczny jest wciąż zerowy. Tutaj zmienię na chwilę znaki na niebieskie, by udać się do kolejnego rozstaju, skąd szlak czerwony zaprowadzi mnie do samochodu.

Wyjście z wąwozu
Hawrania Skała widziana z Małej Polany
Od krzyżówki szlaków droga jest kompletnie niewymagająca, szeroka i wygodna, i taka będzie aż do Hrabusic. Niestety połamane drzewa schwytały mnie w swoje szpony i tak niefortunnie zahaczyłam nogą o jedną gałąź, że upadłam, poobijałam się i na domiar złego rozcięłam nogę, a blizna towarzyszy mi po dziś dzień… Przez ową sytuację zejście przebiega nieco wolniej, ponieważ kończyna pobolewa, ale dzielnie maszeruję napawając się ciszą, lasem i krokusami.

Upolowane
Las
Po dwóch godzinach kończę 10-kilometrową wędrówkę, tym samym znajdując się na parkingu. Po raz kolejny przeżyłam w Słowackim Raju świetną przygodę, a wąwóz Piecky polecam wszystkim lubiącym nieco adrenaliny, ale wyłącznie bez lęku wysokości. U mnie niezmiennie numerem jeden jest roklina Wielki Sokół, ale dzisiejsza trasa również dostarczyła niezapomnianych przeżyć. Słowacki Raj wiosną lubię, zwłaszcza ze względu na puste szlaki i budzącą się do życia przyrodę. 



A.P.

07.04.2019



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz