Jak polubić Słowacki Raj - magiczny Veľký Sokol i Rothova Roklina


Ze Słowackim Rajem wiąże się długa i trudna historia, którą możecie poznać w poprzednich relacjach. Nie zapałaliśmy do siebie miłością, nie było wzdychań i zachwytów. W tym roku pomimo burzliwego związku ze wspomnianym pasmem nagle jakiś niewidzialny magnes ciągnie mnie właśnie tam. Dlaczego tęsknię za Słowackim Rajem, skoro nawet mi się tam nie podobało? Dlaczego chce jechać, skoro nie ma tam nic imponującego? Nie wiedzieć czemu „złe wspomnienia” powoli się zatracają, a ja chyba dojrzewam (albo się starzeję 😜) do ponownego odwiedzenia charakterystycznych roklin. Czy moje uczucia się zmienią? To zadanie ma przed sobą Veľký Sokol.
04:30 nie jest moją ulubioną porą na pobudkę, ale jak chce się jechać gdzieś dalej niż w Beskidy, to innej możliwości nie ma. W ten weekend wszystkie znaki na niebie i ziemi wręcz zmusiły mnie do odwiedzenia Słowackiego Raju, ponieważ w każdym innym paśmie prognozowany był deszcz, a jedynie tam ma być słońce. Przypadek? Samochodem dojeżdżam aż do punktu Hrabusice Pila, gdzie parkuję. Wędrówkę rozpoczynam o 9:00 szlakiem zielonym, który doprowadzi mnie do wlotu doliny Veľký Sokol. 


Hrabusice Pila – dziś wejście do parku i parking za free
Zielonym
Szlak prowadzi szeroką, bitą drogą wzdłuż potoku Wielka Biała Woda w otoczeniu iglastych drzew, a ptaki ochoczo ćwierkają, umilając wędrówkę. Pomimo, iż nad głową wciąż mam szare chmury, za mną już widać piękne, błękitne niebo. To jest dobry znak na dalszy ciąg dnia. Po 25 minutach docieram do rozstaju szlaków „Sokół”, ale nie skręcam jeszcze ku roklinie o tej samej nazwie. Postanawiam wcześniej odwiedzić nieopodal leżące jezioro Blajzoch, więc czeka mnie dodatkowe 15 minut marszu asfaltem. 

Szlak zielony – łącznik
Rozstaj Sokół
Jeszcze kwadrans
Droga mija szybko i po zapowiadanych 15 minutach skręcam w lewo. Szlak nie przewiduje czasu nad jezioro, więc idę trochę na czuja. Najpierw szeroka droga wiedzie po płaskim wzdłuż potoku, by po chwili delikatnie wznosić się w górę. I właśnie zaraz za niewielkim wzniesieniem wyłania się jezioro – Blajzoch. Zielona tafla stawu połyskuje w porannych promieniach słońca, a pachnące drzewa odbijają się w lustrze jeziora. Sceneria jest bajeczna i właśnie od takich miejsc musiała powstać nazwa raj. Niebywale raduje fakt, że dotarłam tu o poranku, a w dodatku cały nieskazitelny krajobraz mam na wyłączność. 

Ścieżka w nieznane
Na miejscu
Lustereczko
Zielony Blajzoch
Pogoda żyleta
Po chwili refleksji i zachwytu czas wejść w głąb roklin, czyli rozpocząć podróż do serca Słowackiego Raju. Prościej rzecz ujmując, cofam się do rozstaju Sokół, skąd wystartuję z wędrówką właściwą. W dniu dzisiejszym padło na roklinę Wielki Sokół, chociaż wahałam się między nią a wąwozem Piecky. Po dłuższym namyśle i przeglądnięciu kilku stronek wybrałam opcję dłuższą i mam nadzieję ciekawszą. Wielki Sokół bowiem jest najdłuższą rokliną w całym Słowackim Raju (ma 6km) i podobno również najbardziej dziką i dziewiczą. Z przyjemnością sprawdzę, czy te wszystkie opowieści to prawda, czy tylko kolejny mit, który nie przekona mnie do tegoż pasma. Tak czy inaczej po kwadransie znajduję się na pięknej zielonej polanie i obieram szlak żółty. 

Polana bez nazwy
Idę żwirową ścieżką wzdłuż potoku, a świergot ptaków koi moje miejskie serce, zatrute zgiełkiem codzienności. Delikatny wiatr muska policzki, a ciepłe promienie słońca rozgrzewają zmarzniętą duszę. Jestem na szlaku sama i szczerze mówiąc tłumów, to raczej się dziś nie spodziewam. Droga od początku wydaje się być zapomniana, więc i ja się zapominam, podążając powoli przed siebie. Po 25 minutach docieram do pierwszych znamion Słowackiego Raju, czyli słynnych drewnianych podestów. Czyżby się zaczęło…? 

Zapomniana, zielona droga
Potok Sokół
Pierwsze podesty – adrenalina wzrasta 😉
Po raz pierwszy przekraczam Potok Sokół, a ponad głową wyrastają wysokie, wapienne wzniesienia. Strumień staje się coraz szerszy, a jego krystaliczna, nieskazitelna woda przykuwa moją uwagę. Białe, kamienno-żwirowe dno wydaje się być tuż przy lustrze wody, a gdy szlak nakazuje przekroczyć potok okazuje się, że jest znacznie głębiej. W zasadzie jeśli zastanawiacie się, jakie obuwie będzie odpowiednie w Słowackim Raju, to zaopatrzcie się w porządne, najlepiej twarde zimowe buty górskie. W razie ich nieposiadania lepsze będą gumiaki, aniżeli wszelkie inne kierpce 😉

Wygląda na wyschnięty potok? Nic bardziej mylnego 😉
Krystaliczna woda
Wszystkie dobre rady odnośnie obuwia trekkingowego są oczywiście uzasadnione częstymi przeprawami przez wspomniany potok Sokół. Szlak prowadzi jego brzegiem, tudzież jego prawą stroną, tudzież lewą lub jego środkiem. Wiadomo obecnie jest wiosna, roztopy i wyższy poziom wody, ale nie sądzę, iż strumień wysycha całkowicie. Twardy but nie jest szczytem przyjemności w innej porze aniżeli zimowa, ale zawsze lepsza sucha noga niż mokra i wypoczęta 😉 Idę dość głębokim wąwozem na razie w otoczeniu wzgórz, ale z czasem ziemiste zbocza zastępowane są przez skalne ściany. Wilgoć i obfite nawodnienie terenu doskonale sprzyja mchom, które porastają okoliczne głazy oraz drzewa. Całość krajobrazu wygląda naprawdę magicznie, a ponieważ jestem tu sama, czuję się jak w tajemniczym ogrodzie lub niczym Alicja w krainie czarów. Tylko przyroda i malutka ja… 

Bieg szlaku
Ups… Ma ktoś gumiaki…?
Mech 💚
Leśna ścieżka
Kraina czarów
Dzisiaj Słowacki Raj mnie zauroczył. Jest tak spokojnie, głucho i dziko, że pozwalam się pochłonąć przez ten nienaturalnie naturalny szlak. Ta kraina mnie wycisza, a zarazem przeraża. Spokojnie można by nakręcić tu niejeden horror 😉 Spokojnym krokiem podążam przed siebie, a niebawem zaczyna się zabawa właściwa dla tego regionu. Potok płynie pełną mocą, a jakiś metr nad nim umieszczone są drewniane podesty. Bale są nieziemsko śliskie, co niebywale spowalnia, ale lepiej iść wolniej, a bezpieczniej. Niebawem do moich uszu dociera szum wodospadu, który po chwili również okazuje się moim oczom. Znajduję się u stóp Małego Wodospadu, który wznosi się na wysokość 8,5m, a pokonać go można po stalowej drabinie przymocowanej tuż obok kaskady. Serce zaczyna mocniej bić...
 
Małe Kaskady i w oddali Mały Wodospad
Malý vodopád
Do odważnych świat należy 😉
Widok z progu wodospadu
Szczebelek po szczebelku osiągam próg wodospadu, aczkolwiek drabina jest wyjątkowo upierdliwa, ponieważ nie wiadomo, czy iść na czworaka, czy tylko na nogach. Męczy mnie nieco ta wspinaczka, więc kolejny odcinek pokonuję jednocześnie uspokajając oddech. Długo jednak nie wieje nudą, ponieważ wchodzę na kolejne kładki, doprowadzające wprost pod Wielki Wodospad, który dla zmyłki jest mniejszy od poprzednika i ma 7 metrów. Ten urzeka mnie jednak bardziej - jego położenie w wąwozie, szum odbijający się od skał oraz to coś, czego się szuka, a nie umie opisać 😊 Pięknie tu… 

Veľký vodopád
Klimatycznie…
Kaskada z bliska
Wodospad również trzeba pokonać po drabinie, a ta jest bardziej stabilna od swojej poprzedniczki. Niebawem kontynuuję wędrówkę naprzemiennie korytem potoku oraz po drewnianych kładkach. Mijam niewielki wodospad, po czym staję u wlotu Rothovej Rokliny, która jest drugim etapem eksploracji wąwozu Wielki Sokół. Roklina ta jest wąskim przesmykiem, gdzie wilgoć przenika przez naskórek, a skalne ściany wydają się dotykać policzków. Wąwóz na pierwszy rzut oka wydaje się być nie do przejścia, ale klucząc pośród zwalonych drzew, można poczuć się niczym w amazońskiej dżungli. Niesamowite wrażenie 😍

Woda, drewno, skała 
Koniec drogi…? Nie, Rothova Roklina
Z tyłu
Wąski wąwóz
Po przejściu najwęższego odcinka na trasie, wciąż wędruję wąwozem, ale wewnętrznie czuję, że nieuchronnie zbliżam się do jego końca. Mijam niewielki wodospad, po czym zaczynam wyłaniać się na powierzchnię. Oznacza to, iż wokół pojawia się las, niewielkie wzniesienia i powraca etap brodzenia potokiem. Co zabawne na początku uważałam przy każdym kroku, by nie zamoczyć w butach choćby noska, ominąć kałużę, czy przeskoczyć strumień niczym sarenka. Z biegiem czasu starałam się nie włazić powyżej kostki, a potem to już w ogóle zapomniałam, że idę dnem potoku. Efekt taki, że łażę po tej wodzie niczym w gumiakach, a nie Meindlach, które w końcu mogą się zbuntować 😉

Powoli opuszczam roklinę
Na szlaku 😉
Po łącznie 2h 30 minutach wędrówki opuszczam wąwóz i docieram do rozstaju Glacka Cesta. Siadam na chwilę na ławce, profilaktycznie zmieniam skarpety i ruszam w drogę powrotną, która czeka mnie…w górę. Obieram znaki czerwone, które zapowiadają 2h 15minut wędrówki. Podążam szeroką drogą umiarkowanie pod górę, tym samym zdobywając szczyt Glac o wysokości 990m n.p.m. Klimat wokół jest wiosenno-jesienny, w końcu dociera do mnie słońce, a między drzewami majaczy błękitne niebo. 

Glacka cesta
Niebawem mijam rozstaj Glac, a po 30 minutach docieram na krzyżówkę Mała Polana. Niestety dalej powrót okazuje się nie taki prosty i zaraz po wznowieniu wędrówki gubię szlak i szukam go na tyle niesfornie, iż krążę 4 razy tą samą błędną drogą. Wolę się nawet nie zastanawiać, ile nadrobiłam kilometrów i czasu, ale wiem na pewno, że bolą mnie nogi i przydałyby się kije, które uznałam za zupełnie niepotrzebne w Słowackim Raju 😕 Finalnie docieram na parking po 3 godzinach (!), zmęczona jak koń po westernie. Zrzucam buciory, siadam w samochodzie i układam w głowie podsumowanie.

Na końcówce
Do Słowackiego Raju zdaje się idealnie pasować powiedzenie „co za dużo, to niezdrowo”. Po głębszej analizie stwierdzam, że rokliny doskonale nadają się na jednodniową wędrówkę, ale już weekend spędzony w tym paśmie to przesada. Krajobraz jest monotematyczny i o ile w jeden dzień jest klimatycznie, czy magicznie, to już dłuższy pobyt staje się nudny. Także jakby to ładnie ująć, ze Słowackim Rajem już się lubimy, ale miłość to tu nie zaiskrzy… Nie mniej jednak Wielki Sokół to wspaniała, dzika roklina, która zdecydowanie zasługuje na pozytywne słowo i niezmiernie zachęcam do odwiedzenia tego rejonu w ramach alternatywy dla najbardziej popularnych tras. A ja się bardzo cieszę, że zdecydowałam się dać drugą szansę temu Paradise 😊


A.N.

09.04.2017



11 komentarzy:

  1. Ciekawie wygląda ten Słowacki Raj. Nigdy tam nie byłam, ale czytając Twoje wpisy stamtąd będę musiała się kiedyś tam wybrać. Ja również wolę "otwarte" tereny. Czekam na wiosenną pogodę w Tatrach. Pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku.
    Edyta
    podszczytem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje posty raczej średnio zachęcają do odwiedzenia Słowackiego Raju:P ładne miejsce owszem, ale to jednak nie góry ;)

      Usuń
  2. Super! Widoczki piękne i zachęcające.

    OdpowiedzUsuń
  3. W Słowackim Raju byłam raz. Bardzo mi się tam podobało. Problemem jest odległość od domu i to jeszcze z minięciem po drodze Tatr, które wiadomo kuszą najbardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby właśnie nie odległość i możliwość jednodniówki też pewnie nieprędko byśmy tu ponownie zawitali ;)

      Usuń
  4. Twoja szczegółowa relacja i ogromna ilość cudnych zdjęć sprawiają, ze pobijasz jakość niejednego przewodnika! Super :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi czytać takie pochlebne opinie :) dziękuję

      Usuń
  5. Ja Słowacki Raj darzę miłością ogromną, ale zgadzam się, że co za dużo, to nie zdrowo, dwa dni pod rząd to max, inaczej wąwozy zaczynają nużyć. Wielki Sokół jest cudny, tajemniczy, dziki i bardzo mnie cieszy, że niezbyt popularny, bo mieliśmy przyjemność przejść go praktycznie w samotności. A w drodze powrotnej też zgubiliśmy szlak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki Sokół zdecydowanie czaruje. Ciekawa jestem, czy w tym samym miejscu pobłądziliście ;)

      Usuń
    2. Być może, to było zdradliwe miejsce, gdzie szlak się rozchodził. Znakowany, wąziutki szlaczek szedł sobie lekko pod górkę między jakieś krzaki i drzewa (i samo oznaczenie było słabo widoczne), a my poszliśmy dziarsko dalej szeroką drogą :) W tym roku jeszcze raz się wybieramy na chwilę do Słowackiego Raju, zostały nam do przejścia jeszcze tylko Wielki i Mały Kysel i zastanawiam się, którą opcję wybrać na krótką wycieczkę- widziałam, że przeszłaś oba, który byś bardziej poleciła?

      Usuń
    3. To samo miejsce zguby :P Mały Kysel przeszliśmy przy lepszej pogodzie, więc mam milsze wspomnienia. Wielki ma więcej atrakcji, więc poleciłabym go bardziej.

      Usuń