Obiecanki cacanki, czyli wycieczka na Krzyżne


Istnieją takie miejsca, które są powszechnie uznawane za zajebiste i jeszcze do tego ponoć rzadko odwiedzane. Pomyślałam „coś dla mnie”, no i poszłam.
Plan na Krzyżne mam taki, aby zaatakować je od strony Doliny Pięciu Stawów Polskich, natomiast zejść Doliną Pańszczycy i przez Gęsią Szyję wrócić na parking w Palenicy Białczańskiej. Przyznam, że nie mogę się doczekać tej wędrówki osławionej genialnymi panoramami. Z owego parkingu startujemy już o 6:00, a pomimo że jest poniedziałek to samochodów przybywa w zastraszającym tempie. Czy sezon się przypadkiem nie skończył…? Asfalt w związku z tym jest zatłoczony i po cichu marzę, by oni wszyscy to jednak do MOka, a nie do Piątki.


Poranny ruch
Odcinek do Wodogrzmotów idzie całkiem gładko i po niecałych 30 minutach odbijamy w prawo na szlak zielony. Moje życzenie zostało spełnione, a prośby wysłuchane, bo cała masa ludzików ciśnie prosto, a do Piątki nie skręca nikt poza nami. Wędrówka szlakiem zielonym oczywiście mija w mgnieniu oka, a Dolina Roztoki standardowo czaruje. Początkowo miałam zamiar iść wariantem obok Siklawy, ale ostatecznie wybieramy szlak czarny koło schroniska. W słoneczku przyjemniej będzie się konsumować śniadanie 😃

Poranne wodogrzmoty
Po drodze obserwuję szlak na Krzyżne
Po napełnieniu żołądka ruszamy wzdłuż Przedniego Stawu do centralnej części doliny. Przede mną wyłania się Mały Staw, a później Wielki w otoczeniu Miedzianych i Liptowskich Murów. Wszystko skąpane w rudościach i porannym słońcu wygląda nadzwyczaj przyjemnie. Po kilku minutach mijamy mostek na ujściu potoku Roztoka i słynny kamulec, a po krótkim podejściu wśród kosówki odnajdujemy początek żółtego na szlaku. Skręcamy w prawo na Krzyżne… 

Mały Staw, Wielki Staw i Liptowskie Mury
Rudości
Kozi Wierch - tam innym razem
Słynny kamulec 😉
Krzyżne czy Zawrat…?
Szlakowskaz przewiduje na przełęcz 2h 10 minut, a wędrówka rozpoczyna się kamiennym duktem po praktycznie płaskim terenie. Najpierw trawers przebiega Niżnymi Rzędami, a następnie przecinam Buczynową Dolinkę. Podziwiam z tej perspektywy maleńką Siklawę w dole, kawałek Wielkiego Stawu oraz górujące nad nim Miedziane i Szpiglasowy Wierch. Po lewej stronie krajobraz jest zgoła odmienny. Zamiast trawiastych połaci królują złowrogie rumowiska, a ciąg poszarpanych turni to nic innego jak Granaty i Buczynowe Turnie. 

Początek żółtego szlaku
Podczas trawersu taki widok z tyłu
Buczynowa Dolinka i Granaty
Po około 40 minutach kończy się odcinek relaksacyjny, szlak zakręca ostro w lewo i od tej pory pnie się ostro w górę. Do zdobycia wszakże jest ponad 400 metrów przewyższenia. Teren robi się mocno stromy, a podłoże najpierw upierdliwie piarżyste, a potem raczą mnie skalne grzędy naprzemiennie z kruszem. Kije idą w odstawkę, ponieważ w połowie podejścia trzeba pomagać sobie rękami. Nie jest jakoś specjalnie trudno, ale niezbyt wygodnie, jakoś te kamienie nie współgrają ze mną, a ja męczę się przy tej wspinaczce niemiłosiernie. Widok z tyłu jest nienajgorszy, ale w zasadzie bez większych zmian z tym, co już widziałam parę metrów niżej. W dodatku coś dziwnie kłębią się chmury… 

Pod spodem pełno kruchej skały, a tam wysoko to Krzyżne
A z tyłu tak – Staw Przedni i Wielki oraz Opalony Wierch, Miedziane i Szpiglas
Tam z tyłu po prawej Grań Hrubego
Im jestem wyżej, tym mniej mam zapału, a pogoda dodatkowo mnie demotywuje. I tak po upływie kolejnej godziny staję na wysokości 2112m n.p.m. zwanej Przełęczą Krzyżne i nie widzę nic poza czubkiem własnego nosa. Po chwili jednak wiatr przewiewa chmury i odsłania nieco widoków, ale nie jest to panorama, która powala na kolana. Siadam i czuję niedosyt. Krzyżne mnie bardzo rozczarowuje, spodziewałam się wielkiego „wow”, które okazało się zwykłym „mhm”. Widoki są mocno przereklamowane, chociaż wiele osób nie podziela tej opinii. Może faktycznie zabrakło widoku na postrzępioną Orlą Perć i słowacką część Tatr Wysokich, może to ograniczenie mnie zawiodło? Tego nie wiem, ale siedzę na kamieniu i chcę już zejść. Nie czuję potrzeby zostać tu dłużej… 

Krzyżne - widok na D5SP, Szpiglasowy, część Liptowskich Murów oraz Hrube
Kawałek Orlej
Tam na Wołoszyn
Niby ładnie, ale czegoś mi brak…
Wędrówkę kontynuujemy szlakiem żółtym w kierunku Doliny Pańszczycy. Na początek czeka upierdliwy, nieznośny piarg, który masakruje moje kolana. Bez kijów byłoby doprawdy ciężko. Po około 20 minutach mamy do pokonania skalną grzędę, jednak bardzo dobrze wyrzeźbioną, dzięki czemu nie sprawia żadnych problemów. Gdyby jednak komuś sprawiała, to znakomicie da się ją obejść głazowiskiem po lewej. 

Grzęda w centralnej części kadru i głazowisko po prawej widziane z dołu
Następnie szlak zdecydowanie łagodnieje i odtąd prowadzi kamiennym duktem pośród sterty kamieni. Otoczenie jest zimne i surowe, a mgły dodają tylko grozy temu miejscu. Dolina ta mnie nie urzeka ani na moment, jest mi obojętna i pewnie nieprędko wrócę w te rejony. Widoki może i byłyby lepsze, gdyby nie chmury, ale nie ma, to nie ma, gdybać nie będę.

Chmury się kłębią
Surowy charakter
Szlak
Po około godzinie spokojnej wędrówki nieustannie kamiennym chodnikiem, docieramy do niewielkiego jeziora – Czerwonego Stawu Pańszczyckiego. Akwen swoją nazwę wziął od charakterystycznego koloru głazów, barwionych przez sinice, a przy niskim poziomie wody dzieli się na dwa stawki. My podążamy jeszcze kawałek dalej, do rozstaju, na którym robimy krótką przerwę, po czym skręcamy w prawo na szlak czarny. 

Czerwony Staw
Wspomniany szlak czarny to krótki 20-minutowy łącznik szlaku żółtego Murowaniec-Krzyżne ze szlakiem zielonym Murowaniec - Waksmundzka Rówień. Szybko zauważam, że jest praktycznie nieuczęszczany, a wąska ścieżka wśród kosówki stopniowo zarasta. Po zapowiadanych 20 minutach znajdujemy się na szlaku zielonym i pewnie skręcamy w prawo. Odtąd podążamy lasem, naprzemiennie w górę i w dół, a szlak miejscami jest mocno błotnisty. Ruch turystyczny jest również znikomy, a droga zapowiadana na godzinę dłuży się niemiłosiernie. 

Szlak czarny łącznikowy
Waksmundzka Rówień
Od Waksmundzkiej Równi kontynuujemy wędrówkę zielonym szlakiem i obecnie wspinamy się na Gęsią Szyję. Szlak jest zaciszny i klimatyczny, a bagatela 60 metrów przewyższenia jest kompletnie nieodczuwalne. Po niecałych 20 minutach staję na szczycie, który o tej porze (wybija 15:00) świeci praktycznie pustkami. Pogoda dopisuje, jest słonecznie, więc postanawiam zrobić postój na tej charakterystycznej wychodni skalnej. Jestem tutaj dopiero po raz drugi, ale warto wdrapać się na ten niepozorny wierzchołek. Gęsia Szyja jest może niziutka, ale widoków jej nie brakuje. 

Początek szlaku na Gęsią
Przez las
Wychodnie skalne
Widok na Tatry Bielskie, Szeroką Jaworzyńską i w dole asfalt do MOka
Po odpoczynku ruszamy w kierunku Rusinowej Polany. Szlak tysiąca schodów zajmuje około 25 minut, a mnie mało co nie przyprawia o skręcenie kostki. Szczęśliwie jednak docieram na polanę i żądna leżingu w promieniach słońca, przegryzanego słonym, soczystym oscypkiem, zajmuję jedną z ławek, po czym pędzę do bacówki. Niestety z niecnego planu nici – serków brak, słońca brak, a skoro zimno, to stąd szybko spadam.

Rusinowa Polana i ławeczki
Od lewej – Hawrań, Murań, Płaczliwa Skała, Szalony Wierch, Jagnięcy Szczyt, Tatry Wysokie schowane w chmurach
Do samochodu zmierzamy niebieskim szlakiem, który w 40 minut wygodnie sprowadza na parking w Palenicy Białczańskiej, gdzie kończy się dzisiejsza wędrówka. I tak sobie myślę, jak podsumować ten dzień, z którego najbardziej podobał mi się początek i koniec, a nie cel główny. Krzyżnemu zdecydowanie najbardziej zabrakło pogody, a wiadomo że jak nie ma pogody, to wszystkie odczucia spadają co najmniej o połowę. Może za bardzo nastawiłam się na wow i dlatego przeciętność mnie zawiodła? Może to właśnie te przysłowiowe „obiecanki cacanki” się spełniły? Wszyscy się Przełęczą Krzyżne zachwycają, ja nie. Czy ze mną coś nie tak, czy to świat zwariował? 😉 Ja zdecydowanie bardziej lubię Zawrat i mając do wyboru którąś przełęcz z Piątki, to z pewnością obrałabym tamten kierunek. Dzisiaj na szczęście dzień uratowała poranna Dolina Pięciu Stawów i popołudniowa Gęsia Szyja. A Krzyżne? Po co się rozczulać 😉


A.N.

10.09.2018



2 komentarze:

  1. Ja Krzyżne mam jeszcze przed sobą. Do tej pory było mi na nie nie po drodze, a jak chciałem dojść idąc Orlą, to burza przeganiała. Więc czeka jeszcze na swoją kolej.

    Widoki miałaś ograniczone, ale to wygląda bardzo fajnie - https://2.bp.blogspot.com/-fZhatJuCCTA/XBVlQ5-B-iI/AAAAAAABb2M/kFDcH2NoofE8fvn-Wj-NfiDhiIlBYOwagCEwYBhgL/s1600/DSC_8824.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś powtórzę, ale na pewno w odległej przyszłości ;)

      Usuń