Karkonosze pierwsze starcie - Śnieżne Kotły i Szrenica


Poniedziałek w Szklarskiej Porębie rozpoczyna się wietrznie. Bezchmurne niebo i słońce zachęcają do wędrówki, ale ten wiatr jest jednak niepokojący. Mimo wszystko szykuję się do wyjścia w góry, mój kierunek - Śnieżne Kotły i Szrenica.
Szybko odnajduję szlak żółty i maszerując chodnikiem, docieram na obrzeża Szklarskiej Poręby. Wczoraj tętniące życiem miasteczko o poranku wydaje się wymarłe. Idę spokojnie, bez pospiechu, by po 25 minutach skręcić w las. 
Wciąż żółtym szlakiem podążam szeroką drogą, a moje myśli skupiają się na szeleście liści targanych wiatrem, śpiewie ptaków o poranku, ciszy zakłóconej jedynie przyrodą. Promienie słońca próbują przedrzeć się przez drzewa tworząc świetlny spektakl, a ja pośród tych niesamowitości boję się stawiać kroki, by niczego nie spłoszyć, żeby nie wejść z butami w jej przestrzeń. Wybija 7:00. 

Charakterystyczna architektura – Muzeum Mineralogiczne
Szlak żółty
Światło-cienie
Po 45 minutach marszu szlak żółty odbija w prawo i szeroka wygodna droga zmienia się na poczet równie szerokiej, ale wyboistej. Kolejne metry zdobywam po kamieniach, ale kondycyjnie wciąż nie jest wymagająco. Dobrym tempem podążam w górę, a po kwadransie docieram ponownie do szerokiej bitej drogi, zwanej Stara Drogą. Tabliczki pokazują, że znajduję się na 954m n.p.m., a do pierwszego celu, czyli Schroniska pod Łabskim Szczytem pozostało 45 minut marszu. Całkiem sprawnie idzie.

Po kamieniach
Stara Droga
Żwawym tempem ruszam dalej, a droga choć jest szeroka i wygodna, to całkiem solidnie ciśnie w górę. Nie straszne mi jednak podejście, bo i tak generalnie jest niewymagająco. Po 30 minutach na trasie pojawiają się pierwsze widoki na Szrenicę, którą również mam dziś w planach. Teraz jednak docieram do Kukułczych Skał, które są wysokie na około 25 metrów. Tego typu grupy skalne są stałym elementem krajobrazu Karkonoszy i spotkam je jeszcze kilkakrotnie na szlaku.

Szrenica i usytuowane nań schronisko
Zbliżenie na grzbiet Szrenicy od schroniska do górnej stacji kolei
Kukułcze Skały
Szlak w dalszym etapie prowadzi wręcz równym terenem, a po upływie kolejnych 15 minut moim oczom ukazuje się schronisko, zbocza Łabskiego Szczytu oraz hala usytuowana u jego stóp. Niebo jest czyste bez żadnej chmury, ale na otwartym terenie wiatr hula jak zwariowany. Ruch turystyczny w okolicy jest praktycznie niedostrzegalny, więc zakładam, że noclegowicze dopiero zasiadają do śniadania. Bingo. Wybija 8:20, więc wchodzę coś przekąsić do schroniska. 

Idealnie niebo nad halą i schroniskiem
Wchodzę coś przekąsić
Tam za chwilę podreptam
W schronisku nie tylko wcinam kanapki, ale również rozważam dalszą trasę. Plan A zakładał wędrówkę zielonym szlakiem u podnóży Śnieżnych Kotłów, a zarazem w towarzystwie Śnieżnych Stawków. Zaniepokojona jednak jestem zalegającym śniegiem w żlebach i po prostu nie mam ochoty taplać się w topniejącej brei, a w dodatku ta opcja nie wydaje się być szczególnie widokowa. Wtedy pojawia się plan B i wędrówka zboczem Łabskiego Szczytu wprost na Śnieżne Kotły szlakiem żółtym. Ta opcja wydaje się rozsądniejsza i na niej poprzestaję. Ledwie pokonuję kilkanaście metrów dzielących schronisko z Mokrym Rozdrożem i moim oczom ukazuje się tabliczka „Szlak zamknięty – ochrona zagrożonych zwierząt”. Fuck! Na szczęście pojawia się awaryjny plan C – zimowe obejście szlaku i właśnie z tej opcji mam zamiar skorzystać. 

Stop – ochrona Cietrzewia
Żwawo wchodzę na drogę wyznaczoną przez tyczki, jednak to co dobre zimą wcale nie musi być równie dobre wiosną. Cały szkopuł polega na tym, że pod stopami mam całą masę borówczysk, które wręcz zadeptuję, a jak sobie pomyślę, że tam lubią siedzieć żmije to zimny pot oblewa moje plecy… Idę dalej tym zimowym obejściem i patrzę, jak wygodny kamienny dukt, czyli szlak żółty prowadzi tuż obok. Nie wytrzymuję, wchodzę na szlak i to nim kontynuuję wędrówkę. Wiem, że nie robię dobrze, wyczyn nie zasługuje na pochwałę, ale chociaż staram się poruszać po cichu, tak aby nie zakłócać spokoju ptakom. Cóż – jakoś będę musiała z tym żyć. Całość odcinka zajmuje 40 minut, jest widokowo, po drodze czeka kilka połaci śniegu, a podejście jest praktycznie niezauważalne.

Z tyłu Szrenica oraz w dole schronisko
Kiedy wychodzę na grzbiet nieopodal Stacji Nadawczej na Śnieżnych Kotłach, wiatr próbuje mnie zdmuchnąć. Nie będę zgrywać zaskoczonej, bo to było do przewidzenia, ale przyznam, że podmuchy są na tyle silne, iż miota mną na prawo i na lewo. Próbuję zapomnieć jednak o wietrze i skupić się na tym jak tu ładnie. Olbrzymie połacie traw, niekończące się grzbiety, po jednej stronie Polska, po drugiej Czechy. Karkonosze właśnie mnie uwiodły, a prawie powaliły na kolana 😉

Grzbiet z widokiem na Łabski Szczyt
Skręcam w lewo i idę w kierunku stacji na Śnieżnych Kotłach, gdzie chowam się przed wiatrem za skalnym murem. Chociaż moja dalsza wędrówka będzie przebiegać w przeciwną stronę, to aby „zaliczyć” najlepsze widoki trzeba kierować się na wschód, gdzie usytuowanych jest kilka platform widokowych. Spinam wszystkie mięśnie i ruszam pewnym krokiem w ich kierunku. Rzeczywistość szybko mnie weryfikuje – całą siłą zapieram się na nogach i kijach, a każdy krok jest swoistą walką o przetrwanie, a raczej ustanie na nogach. Kaptur raz po raz uderza mnie w policzek, a wszystkie troki od plecaka dostają niesłychanej siły i niczym bicze kolejno sprawiają mi ból. Idę szerokim duktem tuż przy przepaści, a dzieli mnie od niej zaledwie łańcuch. Gra jest jednak warta świeczki – otoczenie jest piękne, aż zapiera dech w piersi… Chociaż nie… tchu to nie mogę złapać przez wiatr 😜 

Szlak czerwony z widokiem na Wielki Szyszak
Wielki Szyszak i urwiska
Słynny widok Śnieżnych Kotłów 
Widok na czeską stronę
Jaka piękna pogoda 😉
Z innej perspektywy 
Lepiej się przytrzymam…
Śnieżne stawki w dole
Po obskoczeniu wszystkich miejscówek wracam do stacji i kontynuuję wędrówkę szlakiem czerwonym granicznym, a zarazem Głównym Szlakiem Sudeckim. Plan zakłada trasę przez Łabski Szczyt i dotarcie do Szrenicy. Ciekawą opcją jest pokonanie odcinka do Czeskiej Budki stroną czeską, jednak tym razem chcę buszować po Polsce, a przy okazji następnego wypadu skupię się na Czechach. Żałuję oczywiście podziwiania Łabskiego Wodospadu, który jest największym w całych Sudetach, jak również dotarcia do źródeł Łaby, bo wszystkie te atrakcje leżą na zboczach właśnie Łabskiego Szczytu. To tylko zachęca do powtórnych odwiedzin. Póki co podążam szeroką i płaską niczym autostrada drogą i nadziwić się nie mogę, że te Karkonosze takie niewymagające. Kondycję trzeba schować do kieszeni 😉

Autostrada z widokiem na Łabski Szczyt
Po 30 minutach docieram do rozstaju Czeska Budka i bez zatrzymania lecę dalej szlakiem czerwonym. Na Szrenicę czeka mnie nieco ponad godzinka drogi, ale nie zanosi się na żadne trudności techniczne. Wędruję cały czas z widokiem na Szrenicę oraz czeskie Karkonosze, a po upływie kolejnych 30 minut mijam Mokrą Przełęcz, która jest podobno główną ścieżką migracyjną wielu gatunków ptaków (odnotowano aż 80 gatunków!). Po minięciu przełęczy wyrastają przede mną Trzy Świnki, a jest to nic innego jak grupa skałek o wysokości około 8 metrów. 

Z widokiem na Szrenicę
Skupienie żulowych bałwanów…?! Czy oni mnie obrażają ?! 😉
Mokra Przełęcz z widokiem na Trzy Świnki i Szrenicę
Trzy Świnki
Kolejny kwadrans zajmuje mi dotarcie do tzw. Granicznej Łąki, z której można by odbić w lewo i znaleźć się na Hali Szrenickiej. Ja jednak ruszam w prawo szlakiem czarnym w kierunku szczytu oraz schroniska. Odcinek pokonuję w niecałe 10 minut i najpierw idę klepnąć wierzchołek, a potem już prosto do budynku w ucieczce przed wiatrem i w pogoni ciepłej pomidorówki. Widok ze Szrenicy jest całkiem przyjemny, a skalna pieczątka to ciekawa pamiątka do zdjęcia ze szczytu.

Ostatnia prostka
Szrenica - 1362m n.p.m.
Po solidnym odpoczynku czas ruszać w drogę powrotną, choć to nie koniec atrakcji na dziś. Obieram szlak zielony i obok wyciągu krzesełkowego zmierzam na wspomnianą Halę Szrenicką, gdzie również jest usytuowane schronisko. Odcinek pokonuję w mgnieniu oka, a na miejscu czeka mnie widok na Karkonosze i Góry Izerskie. W tych znakomitych okolicznościach przyrody postanawiam się rozsiąść na polanie. 

Schronisko z widokiem na Izery
Obiekt dysponujący 100 miejscami noclegowymi
Do Szklarskiej Poręby udam się szlakiem czerwonym, który mnie nieco zaskakuje. O ile szerokie jak autostrady drogi szutrowe wprawiły mnie w osłupienie, o tyle brukowany chodnik do miasteczka, leżącego u stóp Karkonoszy, to już ponad moje wyobrażenia 😉 Nie mam bynajmniej nic przeciwko, udogodnienie jakich mało, ale moje beskidzko-tatrzańskie doświadczenie nie dopuszczało myśli o takich rarytasach. Takim oto sposobem po 40 minutach docieram do kolejnego punktu na trasie – Wodospadu Kamieńczyka i opuszczam Karkonoski Park Narodowy. 

Chodnik od Hali Szrenickiej
Wodospad Kamieńczyka ma aż 27 metrów i posiada trójstopniową kaskadę
Zbliżenie
Wodospad Kamieńczyka można obejrzeć z bliska za drobną opłatą 6zł, ale kolejka jest tak olbrzymia, że postanawiam odpuścić. Trójstopniowa kaskada oraz jej krople na twarzy kuszą, jednak nogi nie pałają do stania godziny lub więcej. Z tego miejsca na kwaterę pozostaje mi godzina drogi, a szlak czarny prowadzi najpierw lasem, a potem już ulicami Szklarskiej Poręby.
Pierwsza myśl w głowie o Karkonoszach - szerokie autostrady i kondycyjne nic. Żartuję, bo pierwsze wrażenie to oczywiście niekończące się polany, urzekający krajobraz i góry niepodobne do żadnych innych. Oczywiście autostrady zapadną w pamięć, ale panoramy i oryginalność bardziej. Można powiedzieć, że to góry dla każdego, co zresztą widać po ruchu turystycznym na szlakach. Ciekawa jestem czeskiej strony, czy jest równie zaludniona, czy tam można zaznać większej ciszy. Kolejne pasmo, które mnie zahipnotyzowało i w które na pewno chcę wrócić - na pewno zimą, na pewno Czechy, na pewno jesień, na pewno nocleg gdzieś w sercu tego pasma.


A.N.

30.04.2018



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz