PROJEKT TATRY 2016

Człowiek stworzony jest do zdobywania, do dążenia ku wyznaczonym celom. Jesteśmy istotami, które kiedy podążają za marzeniami robią się szczęśliwsze i wiedzą, po co żyją. Ale co gdyby wyznaczyć sobie na tyle charakterny cel, którego realizacja wymagałaby większych pokładów energii, planowania i wyrzeczeń? Dobrze mieć cel na tyle łatwy, by udało się go zrealizować, jednak na tyle ciężki, by satysfakcja z tej realizacji była współmierna do trudów. Tak końcem roku 2015 w mojej głowie pojawia się myśl o projekcie „TATRY”.


Projekt wymagał pojawienia się w Tatrach przynajmniej raz w miesiącu, tak by 12 razy o różnych porach roku móc wędrować po ich szlakach. Udało się! To był świetny rok, 
12 cudownych miesięcy. Nasze cele były adekwatne do warunków i nieważne, czy zdobywaliśmy szczyty, przełęcze czy doliny, każda z tych wędrówek była pełna pasji i emocji. Niby jeździliśmy wciąż w to samo pasmo górskie, ale miejsca przez nas odwiedzane były jakże różne, a każde miało w sobie coś niepowtarzalnego. To był naprawdę dobry rok, obfitujący w setki kilometrów ❤
Podsumowując cały projekt, najlepiej wspominam tę podróż w czasie przez wszystkie pory roku, obserwację zmian w przyrodzie i kontemplację nad przemijaniem. I tak startując w styczniu, stąpamy po mroźnej glebie, by w lutym biały puch pokrył całe otoczenie. W marcu brnęliśmy w topniejącym śniegu, za to kwiecień przywitał na krokusowym dywanem. Burzowy maj napędził nam sporo strachu, a czerwcowa przyroda otoczyła nas ciepłym ramieniem. Lipiec choć deszczowy podarował nam serię upałów, by zielone sierpniowe zbocza powiewały na wietrze. Rude, wrześniowe krajobrazy nastroiły nas nostalgicznie, przed jesiennym październikowym śniegiem, a listopadowy opad białego puchu dał nam przedsmak zimy, której w pełni zaznaliśmy w grudniu. 
Projekt został zrealizowany, natomiast ja umiłowałam sobie szczególnie trasę lipcową. Chyba w całej swojej górskiej karierze nie zdołałam się tak niesamowicie wyciszyć, jak właśnie podczas lipcowej wędrówki na Wrota Chałubińskiego. Do teraz myślami przenoszę się do Doliny za Mnichem i tam odpoczywam. 
Teraz już zapraszam do tej tatrzańskiej podróży, a relacje z każdej wyprawy znajdziecie pod niebieskimi linkami 😉

STYCZEŃ – PRZYSŁOP MIĘTUSI
Mróz. 

Nowy rok witamy w Dolinie Kościeliskiej, a styczniowa wędrówka na Przysłop Miętusi to przede wszystkim mróz przeszywający każdy milimetr ludzkiego ciała. Surowe powietrze z dodatkiem słońca ma jednak również dobre strony - doskonała widoczność do podziwiania krajobrazów.


LUTY – BOBROWIECKA PRZEŁĘCZ
Radość. 

Dopiero w lutym możemy podziwiać w Tatrach białe góry, zasypane polany, czy pokryte śniegiem szlaki. Znajdujemy się w baśniowej krainie lodu pod błękitnym niebem, a całej wędrówce towarzyszy błoga radość i niekończący się uśmiech. Do tego dodajmy niewymagający cel, który potęguje uczucie sielanki.


MARZEC – SKALNATE PLESO
Ból. 

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl w związku z marcem to niesamowity wysiłek fizyczny. Właśnie w drodze na Skalnate Pleso, musieliśmy zastanawiać się nad każdym postawionym krokiem, a wędrówka okupiona była bólem i walką pomiędzy umysłem a ciałem. Jednak wszystko to znika, kiedy stajemy w otoczeniu Łomnicy i nastaje cisza.


KWIECIEŃ – POLANA KALATÓWKI + HALA KONDRATOWA
Relaks. 

Tak właśnie kojarzy mi się kwiecień, który połączył łatwość celu, mnogość odpoczynku i obfitość krajobrazów. Środek tygodnia, urlop, słońce i fioletowe polany – wszystko w pakiecie dało nam poczucie cudownej sielanki.


MAJ – DUMBIER + CHOPOK (TATRY NIŻNE)
Strach. 

Maj w Tatrach Niżnych powitał nas piękną pogodą, by znienacka zaserwować burzę. Byliśmy mokrzy, zmęczeni, w środku lasu, gdy na niebie pojawił się błysk i przeraźliwy trzask pioruna. Zatem majowej wędrówce towarzyszyły skrajne uczucia - od euforii po strach, którego nie zapomnę do końca życia.


CZERWIEC – SZEROKA PRZEŁĘCZ BIELSKA + SZALONY PRZECHÓD
Natura. 

W czerwcu doświadczamy zderzenia z przyrodą - taką w najczystszej postaci. Przechadzając się szlakami w Tatrach Bielskich, obcowaliśmy nie tylko z sielankowymi krajobrazami, ale również ze świstakami i kozicami. Takie otoczenie pozwala przenieść się w zupełnie inną czasoprzestrzeń.



LIPIEC – WROTA CHAŁUBIŃSKIEGO
Cisza. 

To jedno słowo zawiera całą niesamowitość lipcowej wędrówki. Cisza, która przenika każdy milimetr ciała, która wdziera się w głąb duszy i która nigdy nie daje o sobie zapomnieć. Dolina za Mnichem to wyjątkowe miejsce, jakby schowane po drugiej stronie lustra w krainie czarów...


SIERPIEŃ – TRZYDNIOWIAŃSKI + KOŃCZYSTY + STAROROBOCIAŃSKI
Zieleń. 

Sierpniowa wędrówka to soczyście zielone zbocza oświetlane przez promienie słońca, kontrastujące z błękitnym niebem. Trasa nie należała do najkrótszych, ale jej walory widokowe były na najwyższym poziomie. Soczysty letni krajobraz nastroił mnie bardzo pozytywnie.


WRZESIEŃ – ZABRAT + RAKOŃ + WOŁOWIEC
Lekkość. 

Zdobyć dwutysięcznik to nie lada kondycyjny wyczyn, ale nie w przypadku Wołowca od strony słowackiej. Trasa przez widokową Przełęcz Zabrat i piękny Rakoń obfituje w niesamowite panoramy i łatwe podejścia. Nostalgiczna ruda kraina, przeplatana szczyptą chmur to jedna z moich ulubionych wędrówek. To nie tylko lekkość fizyczna, ale i wyciszenie duchowe.


PAŹDZIERNIK – POLSKI GRZEBIEŃ
Duma. 

Polski Grzebień leżący na 2200m n.p.m. we wczesnozimowych warunkach jest największym powodem do dumy w naszej górskiej karierze. Bezpiecznie, spokojnie, ale jednak był przełamaniem jakiejś granicy. Widokowa przełęcz zaczarowała nas, a zarazem dodała skrzydeł.


LISTOPAD – POLANA KALATÓWKI
Niedosyt. 

Listopad to jedyny miesiąc, kiedy wyjazd zaplanowaliśmy bez względu na pogodę. Ta spłatała nam figla i nie pozwoliła ruszyć dalej niż w doliny, ograniczając przy tym widoczność niemalże do zera. Kiedy żaden ambitny cel nie pada pozostaje wspomniany niedosyt.


GRUDZIEŃ – WIELKI KOPIENIEC
Pustkowie. 

Tylko my, góry, śnieg i bacówki. Polana Kopieniec wita nas śnieżną pustynią, majestatycznymi górami i niezakłóconą ciszą. Popularny szlak na chwilę staje się naszą własnością, możemy w samotności kontemplować przyrodę i zachłysnąć się Tatrami. Na Kopieńcu wznosimy również toast za zakończenie projektu.


W sumie w Tatrach przemierzamy 308 kilometrów, podczas 21 wędrówek i aż 7 razy wznosimy się na wysokość ponad 2000 metrów. Połowę roku spędzamy na polskich szlakach, drugą połowę zaś na słowackich. Byliśmy w Tatrach Bielskich, Zachodnich, Wysokich i Niżnych. Wędrowaliśmy w upale, mgle, śnieżycy i wietrze. Cały wachlarz doznań związanych z projektem jest nie do opisania. Tam trzeba być i trzeba to przeżyć! 

A.N.
2016




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz