Powiem tak: udało się! Cel został przez nas osiągnięty, a stając w grudniu na ostatnim szczycie w dodatku w moje urodziny, głośno powiedziałam „Zrobiliśmy to!”. To był świetny rok, to było cudownych 12 miesięcy. Nasze cele były adekwatne do warunków, i nieważne czy zdobywaliśmy szczyty, przełęcze czy tylko doliny, każda z tych wędrówek była pełna pasji i emocji. Niby jeździliśmy wciąż w to samo pasmo górskie (z jednym wyjątkiem), ale miejsca przez nas odwiedzane były jakże różne, a każde miało w sobie coś niepowtarzalnego. Pogoda dopisywała, a jakże! ponieważ tak wybieraliśmy dzień wyjazdu, by wstrzelić się w okno pogodowe. To był naprawdę dobry rok, obfitujący w setki kilometrów w dal i wzwyż. Zdecydowanie nadrobiliśmy zaległości z Tatrami Zachodnimi, ponieważ aż połowa wędrówek miała miejsce właśnie tam.
Podsumowując cały projekt, najlepiej wspominam tę podróż w czasie przez wszystkie pory roku, obserwację zmian w przyrodzie i kontemplację nad przemijaniem. I tak startując w styczniu stąpamy po mroźnej glebie, by w lutym biały puch pokrył całe otoczenie. W marcu brnęliśmy w topniejącym śniegu, za to kwiecień przywitał na krokusowym dywanem i łaciatymi grzbietami. Burzowy maj napędził nam sporo strachu, a czerwcowa przyroda otoczyła nas ciepłym ramieniem. Lipiec choć deszczowy podarował nam serię upałów, by zielone sierpniowe zbocza powiewały na wietrze. Rude wrześniowe krajobrazy nastroiły nas nostalgicznie, przed jesiennym październikowym śniegiem, a listopadowy opad białego puchu dał nam przedsmak zimy, której w pełni zaznaliśmy w grudniu.
Projekt został zrealizowany i jestem z nas dumna! Ja natomiast umiłowałam sobie szczególnie trasę lipcową. Chyba w całej swojej górskiej karierze nie zdołałam się tak pozytywnie naładować, a zarazem tak niesamowicie wyciszyć, jak właśnie podczas lipcowej wędrówki na Wrota Chałubińskiego. Do teraz myślami przenoszę się do Doliny za Mnichem i tam odpoczywam. Pozostałą kolejność pozostawiam jako słodką niewiadomą, a teraz zapraszam Was do obejrzenia jak to wyglądało w rzeczywistości i co najbardziej kojarzy mi się z każdym miesiącem. Jeszcze więcej oczywiście pod niebieskimi linkami 😉
STYCZEŃ – PRZYSŁOP MIĘTUSI
Mróz.
Nowy rok witamy w Dolinie Kościeliskiej, a styczniowa wędrówka na Przysłop Miętusi to przede wszystkim mróz przeszywający każdy milimetr ludzkiego ciała. Surowe powietrze z dodatkiem słońca ma jednak również dobre strony - doskonała widoczność do podziwiania krajobrazów.
LUTY – BOBROWIECKA PRZEŁĘCZ
Radość.
W lutym dopiero w Tatrach możemy podziwiać białe góry, zasypane polany, czy pokryte śniegiem szlaki. Znajdujemy się w baśniowej krainie lodu pod błękitnym niebem, a całej wędrówce towarzyszy błoga radość i niekończący się uśmiech. Do tego dodajmy niewymagający cel, który potęguje uczucie sielanki.
MARZEC – SKALNATE PLESO
Ból.
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl w związku z marcem to niesamowity wysiłek fizyczny. Właśnie tam w drodze na Skalnate Pleso, musieliśmy zastanawiać się nad każdym postawionym krokiem, a wędrówka okupiona była bólem i walką pomiędzy umysłem a ciałem.
KWIECIEŃ – POLANA KALATÓWKI + HALA KONDRATOWA
Relaks.
Tak właśnie kojarzy mi się kwiecień, który połączył łatwość celu, mnogość odpoczynku i obfitość krajobrazów. Środek tygodnia, urlop, słońce i fioletowe polany – wszystko w pakiecie dało cudowne efekty.
MAJ – DUMBIER + CHOPOK (TATRY NIŻNE)
Strach.
Maj w Tatrach Niżnych powitał nas piękną pogodą, by znienacka zaserwować nam burzę. Byliśmy mokrzy, zmęczeni, w środku lasu, gdy na niebie pojawił się błysk i przeraźliwy trzask pioruna. Zatem majowej wędrówce towarzyszyły skrajne uczucia - od euforii po strach.
CZERWIEC – SZEROKA PRZEŁĘCZ BIELSKA + SZALONY PRZECHÓD
Natura.
W czerwcu doświadczamy zderzenia z przyrodą - taką w najczystszej postaci. Przechadzając się szlakami w Tatrach Bielskich obcowaliśmy nie tylko z sielankowymi krajobrazami, ale również ze świstakami i kozicami. Takie otoczenie pozwala przenieść się w zupełnie inną czasoprzestrzeń.
LIPIEC – WROTA CHAŁUBIŃSKIEGO
Cisza.
To jedno słowo zawiera całą niesamowitość lipcowej wędrówki. Cisza, która przenika każdy milimetr ciała, która wdziera się w głąb duszy i która nigdy nie daje o sobie zapomnieć. Dolina za Mnichem to wyjątkowe miejsce, jakby schowane po drugiej stronie lustra w krainie czarów...
SIERPIEŃ – TRZYDNIOWIAŃSKI + KOŃCZYSTY + STAROROBOCIAŃSKI
Zieleń.
Sierpniowa wędrówka to soczyście zielone zbocza oświetlane przez łuny słońca, kontrastujące z błękitnym niebem. Trasa nie należała do najkrótszych, ale jej walory widokowe były na najwyższym poziomie. Soczysty letni krajobraz nastroił mnie bardzo pozytywnie.
WRZESIEŃ – ZABRAT + RAKOŃ + WOŁOWIEC
Lekkość.
Zdobyć dwutysięcznik to nie lada kondycyjny wyczyn, ale nie w przypadku Wołowca od strony słowackiej. Trasa przez widokową Przełęcz Zabrat i znany nam Rakoń obfituje w niesamowite panoramy i łatwe podejścia. Nostalgiczna ruda kraina, przeplatana szczyptą chmur to jedna z moich ulubionych wędrówek. To nie tylko lekkość fizyczna, ale i wyciszenie duchowe.
PAŹDZIERNIK – POLSKI GRZEBIEŃ
Duma.
Polski Grzebień leżący na 2200m n.p.m. we wczesnozimowych warunkach jest największym powodem do dumy w naszej górskiej karierze. Bezpiecznie, spokojnie, ale jednak był przełamaniem jakiejś granicy. Widokowa przełęcz zaczarowała nas, a zarazem dodała skrzydeł.
LISTOPAD – POLANA KALATÓWKI
Niedosyt.
Listopad to jedyny miesiąc, kiedy wyjazd zaplanowaliśmy bez względu na pogodę. Ta spłatała nam figla i nie pozwoliła ruszyć dalej niż w doliny, ograniczając przy tym widoczność niemalże do zera. Kiedy żaden ambitny cel nie pada pozostaje wspomniany niedosyt.
GRUDZIEŃ – WIELKI KOPIENIEC
Pustkowie.
Tylko my, góry, śnieg i bacówki. Polana Kopieniec wita nas śnieżną pustynią, majestatycznymi górami i niezakłóconą ciszą. Popularny szlak na chwilę staje się naszą własnością, co dodatkowo napawa nas optymizmem. Góry tylko dla nas!
W sumie w Tatrach przemierzamy 308 kilometrów, podczas 21 wędrówek i aż 7 razy wznosimy się na wysokość ponad 2000 metrów. Połowę roku spędzamy na polskich szlakach, drugą połowę zaś na słowackich. Byliśmy w Tatrach Bielskich, Zachodnich, Wysokich i Niżnych. Wędrowaliśmy w upale, mgle, śnieżycy i wietrze. Cały wachlarz doznań związanych z projektem jest nie do opisania. Tam trzeba być i trzeba to przeżyć! No więc kto podejmuje wyzwanie na rok 2017? 😉
A.N.
2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz