Na maliny w środku zimy, czyli w Beskidy marsz!

W kierunku Beskidów tęskno spoglądałam w zasadzie od listopada, a spoglądać na nie mogę z nosem w zimnej szybie, w drodze do pracy, na spacerze i gdziekolwiek indziej w moim mieście. Beskidy patrzyły na mnie, ja powoli popadałam w paranoje i wciąż nie miałam dla nich czasu. Projekt Tatry zaburzył ostatnie dwa miesiące 2016 roku, ale by doszedł do skutku, tak było trzeba.
Kiedy meteoblue nieustannie i nieugięcie zwiastuje pogodową żyletę na 31 grudnia, me serce raduje się jak nigdy. Codziennie wchodzę na stronę i z nadzieją wypatruję żółtej kropki na niebieskim tle. Wszystko się ładnie układa, pozostaje jedynie wybór trasy. Jako, że na sylwestrowy wieczór mamy już plany niegórskie, nie możemy przesadzić z kilometrami, ani w górach, ani samochodem. Mnie się w zasadzie zamarzyło w środku zimy pójść na maliny, więc Bartek z przyjemnością daje się na te Maliny wyprowadzić 😉 Tak powstaje plan i jeśli wydaje Ci się, że plotę trzy po trzy, to zaraz wszystko stanie się jasne 😃
W sobotę po 7:00 opuszczamy Bielsko, by w Szczyrku pojawić się skoro świt. Można powiedzieć, że dojeżdżamy tam w punkt, bo właśnie zaczyna wschodzić słońce. Nieźle się ten dzień zaczyna. 


Biały Krzyż i Pingwinek :)
Klimczok i Magura w pierwszych promieniach słońca
Jak wspomniałam znajdujemy się na Białym Krzyżu, czyli już na wysokości 934m n.p.m. i stąd startujemy czerwonym szlakiem, który ma nas wyprowadzić na Malinów. Wdrapać musimy się na wysokość 1115m n.p.m., co powinno nam zająć 40 minut. Poranek jest rześki i pogodny, a pierwsze podejście skutecznie nas rozgrzewa. Z każdym krokiem znajdujemy się coraz wyżej, tym samym mając możliwość podziwiania widoków za naszymi plecami. A widoki od rana są miodzio, tak jak i przejrzystość powietrza. 

Pierwsze podejście
Między drzewami majaczy Beskid Śląski i Morawski
Raz jeszcze Klimczok i Magura
Niebawem szlak pnie się delikatnie w górę i prowadzi szerokim duktem wśród świerków. Droga jest przetarta, a śnieg doskonale ubity. Idzie się nam niebywale wygodnie, a kondycja pomimo że nie ma ostatnio pola do popisu, sprawuje się wyśmienicie. Jako że idziemy stokiem zachodnim wciąż nie dociera do nas słońce, a gałęzie drzew dopadł mróz i bezczelnie trzyma w swych objęciach. W dolinach i miastach o śniegu można na razie pomarzyć, natomiast tutaj jest go pod dostatkiem i jak zauważamy warstwa sięga ok. 40-50cm. Jednym słowem szlak na Malinów jest pod każdym względem cud-miód-malina 😉

Wygodnie do przodu
Promienie słońca, póki co ogrzewają świerki
Dużo śniegu :D
Po 40 minutach zbliżamy się do Malinowa i w zasadzie tuż przed wierzchołkiem porażają nas intensywne promienie słońca. Prosto w twarze i oczy dostajemy wiązką światła, która od razu maluje uśmiech. Dzień jest cudowny, a my właśnie szczytujemy po raz pierwszy. W dodatku panorama osiągalna z wierzchołka jest całkiem przyzwoita, by nie powiedzieć smakowita. 

Rozpędzeni prosto w stronę słońca
Pierwsza Malina zdobyta
Malinów - widok na słowackie pasma
Machamy ze szczytu
Po krótkiej przerwie na zdjęcia i podziwianie widoków ruszamy dalej. Według tabliczek czeka nas teraz 1h drogi na Malinowską Skałę, która ma być drugą dzisiejszą malinką. Na początek mamy do pokonania zejście z Malinowa i o ile schodzi się całkiem przyzwoicie, moją głowę zaprząta myśl, iż na powrocie będzie do pokonania kawał góry, a pamiętam to podejście aż za dobrze z pewnego upalnego letniego dnia, po którym to zaprzysięgłam, iż więcej w góry w skwarze nie pójdę. Tak czy inaczej schodzi się wygodnie, kije robią robotę, a widoki…widoki to są obłędne! 

Skrzyczne i Małe Skrzyczne
Zagranica, czyli czeskie i słowackie góry
Tam idziemy – Malinowska Skała
Podejście na Malinów – do zobaczenia…
Po dotarciu do Malinowskiej Przełęczy, podążamy po równym, płaskim i fantastycznie widokowym terenie, stawiając kolejno krok za krokiem. Przystaję, rozglądam się, znów idę i znów się gapię wokoło. Cóż poradzić jak dzisiejsza widoczność zdecydowanie powala. W oddali, ale to naprawdę w odległej oddali widzimy jakieś białe coś i początkowo nawet myślimy, że to może góra. Szybko jednak wybijamy sobie takie głupoty z głowy, stwierdzając, że to jakiś potworny miejski dym. Nic bardziej mylnego. Jak się okazuje dopiero w domu, w tym dniu widoczny z Beskidu Śląskiego był Pradziad w Sudetach Wschodnich. Nie do wiary, a takie dziwy przytrafiają nam się już po raz drugi. Pierwszy raz taka widoczność powaliła nas na kolana na pamiętnym Pilsku

Małe Skrzyczne, Kopa Skrzyczeńska i Malinowska Skała
Cel namierzony
Za nami Malinów, Beskid Śląski i hen, hen daleko Sudety
Po 35 minutach docieramy do rozstaju szlaku czerwonego z niebieskim, oznaczonego jako Przełęcz Malinowska. Przełęcz właściwie znajduje się nieco wcześniej, ale nie zmienia to faktu, że z naszego obecnego położenia na szczyt pozostało zaledwie 15 minut. Uszczęśliwieni tym faktem, wartko ruszamy w górę, by pokonać ostatnie wzniesienie. Po 10 minutach stajemy na wierzchołku Malinowskiej Skały i zmierzamy do słynnej wychodni skalnej na sesję 😃

Szczyt – 1152m n.p.m.
Na wychodni skalnej ze Skrzycznem w tle
Kopa Skrzyczeńska i pasmo Klimczoka
Beskid Śląski i Żywiecki
Są i Tatry ;)
Podczas gdy nas zajmuje fotografowanie, zrywa się chłodny wiatr, więc oboje zgodnie uznajemy, że pora zejść z tego odsłoniętego terenu i udać się na śniadanie gdzieś za barierę drzew. Na szczęście istnieje taka miejscówka nieopodal szczytu i właśnie tam zabieramy się za kanapki i herbatę, i to jeszcze z nowego termosika, który przyniósł Aniołek pod choinkę 😃
To jednak nie koniec wędrówki na dziś. Malinki zostały już przez nas skonsumowane, teraz pora na wisienkę na torcie 😉 Mamy zamiar wdrapać się jeszcze wyżej niż dotychczas, a będzie to Zielony Kopiec, położony o 30 minut drogi od Malinowskiej Skały. No to ruszamy. Na początek czeka nas zejście do bliżej nie nazwanej przełęczki, po czym powtórka z rozrywki, czyli podejście w górę. O ile w dół idzie się wyśmienicie (jak to już bywa w zimie), o tyle w górę można się nieźle zasapać, a podejście na Zielony Kopiec do najlżejszych nie należy. 


Malinów i Malinowska z podejścia
Po 10 minutach mijamy niewielkie wzniesienie i gdy już myślę, że to szczyt, wtem nagle za nim wychyla się kolejna jeszcze wyższa kopka. Z Zielonym Kopcem bowiem jest tak, że szczyt nie jest oznakowany, a na domiar złego szlak przebiega w bliskiej odległości wierzchołka, jednak nie ściśle przez niego. Wobec tego rozglądam się wokoło, by nie przegapić szczytu i jestem niemalże pewna gdy przed nami droga zaczyna uciekać w dół, a pewna jestem na 100%, kiedy spostrzegam po prawej stronie ślady w śniegu. Wołam więc Bartka, że to już i idziemy po śladach w górę. Po zaledwie 10-15 krokach stajemy na Zielonym Kopcu, który jest widokowym uwieńczeniem naszej wędrówki. Ostatni szczyt 2016 roku. Cudowne zakończenie 😊

Kotlina Żywiecka, smog i Beskid Żywiecki
Tam gdzieś jest Żywiec…
W kierunku Stożka
Skrzyczne i Malinowska
Babia Góra zdecydowanie się wyróżnia
Na szczycie z Babką i Tatrami
Z racji tego, że na szczycie za bardzo nie ma gdzie posadzić dupska, po jakimś kwadransie zaczynamy schodzić. Droga w dół czeka nas niemalże ta sama, z jednym tylko wyjątkiem. Mianowicie nie wracamy na szczyt Malinowskiej, tylko odbijamy w lewo niebieskim łącznikiem, który wyprowadzi nas bezpośrednio na Malinowską Przełęcz. Odcinek pokonujemy w 25 minut i spoglądamy na ostatnie podejście tego dnia. Malinów… 

Gwiazda przy szlaku
Niebieski łącznik z widokiem na Malinów
Idę się z nim zmierzyć!
Dochodzi powoli południe, a wraz z nim powietrze robi się coraz cieplejsze. Na podejściu ściągam nawet czapkę, bo Malinów wyciska ze mnie ostatnie pokłady energii i rozgrzewa do czerwoności. Kiedy po 30 minutach ponownie stajemy na jego szczycie, postanawiamy zrobić przerwę na schrupanie kanapek. Potem pozostanie już tylko 20 minut marszu w dół. 

Pozdrawiamy ze szczytu!
Ostatni odcinek mija szybko i bezproblemowo, a na Białym Krzyżu zastajemy istny chaos. Tłumy narciarzy, pełne karczmy, brak miejsca na parkingach. Czym prędzej ładujemy się do samochodu i uciekamy od tego zgiełku. Po trzaśnięciu drzwiami wracamy do cichej i spokojnej górskiej krainy. Wracamy do miejsc, gdzie zakończyliśmy górski sezon 2016, gdzie zakończyliśmy ten rok. Cudne zrządzenie losu, że akurat w Sylwestra pogoda tak zacnie dopisała. Trasa godna polecenia i mega widokowa, a oczywiście przy większej dyspozycji czasowej warto wydłużyć o kolejne cele – Magurkę Wiślańską, a nawet Baranią Górę. My tym czasem już zacieramy rączki na inaugurację sezonu 2017 😃

A.N.

31.12.2016



4 komentarze:

  1. W poprzednim roku miałem zakusy na tę trasę. Niestety była ona zupełnie nieprzetarta a śniegu było sporo. Po fotkach wnioskuję, że mam czego żałować :( Wybraliśmy wtedy przejście przez Kotarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widokowo faktycznie wybornie :) koniecznie musisz wybrać się w te rejony.

      Usuń
  2. Mniamuśnie i widokowo i pogodowo. Wcale Ci się nie dziwię, że się grzałaś na wypad na szlak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beskidy pod nosem, a nie było kiedy się wybrać. Rzucam Tatry na jakiś czas :P

      Usuń