Oto stajecie oko w oko z relacją, która do tej pory nie ujrzała światła dziennego. Jest o tyle ciekawa, iż była skrupulatnie ukrywana, a jak by nie było, dotyczy pierwszego szczytu w Tatrach zdobytego przeze mnie – turystę marnego. Wspomniana wyprawa jest o tych czasach, kiedy przez myśl by mi nie przeszło, że będę prowadzić autorskiego bloga, a nawet ba! że będę chodzić nałogowo po górach. To taka opowieść, kiedy fotograf był ze mnie lichy (tak więc szału z ilością ani z jakością zdjęć się nie spodziewajcie), a o nazwach szczytów nie miałam zielonego pojęcia. Ale jak to mówią od czegoś trzeba zacząć, a w mojej górskiej karierze właśnie padło na Giewont.
Dlaczego akurat Giewont? Wiadomo, każdy kojarzy że to ta góra z krzyżem, symbol Zakopanego, ale u mnie było jeszcze coś… Tak się składa, że mieszkam na ulicy o wdzięcznej nazwie Giewont i taki sobie dałam cel, że trzeba by ogarnąć ten prawdziwy. No i wiadomo dla fejmu też, bo jak się powie Giewont, to każdy wie o co kaman, a poza tym zbyt wiele szczytów to ja w Tatrach nie znałam, więc ten wydawał się idealny.
I tak temat wejścia na szczyt Giewontu pojawił się w 2012 roku przy okazji wrześniowego wyjazdu ze znajomymi do Zakopanego. W Tatrach o ile pamięć mnie nie myli, ostatni raz byłam z rodzicami nad Morskim Okiem, w czasach mojej podstawówki i na tym by się skończyło moje tatrzańskie eksplorowanie. Kondycja do tego średnia, ale skoro wszyscy tam włażą to i ja wlezę…!
No to lecimy z relacją…
Na szlak wychodzimy około 9:00 ekipą 6-osobową. Pora iście turystyczno-krajoznawcza, ale o krajoznawstwie w Tatrach to ja tyle wiedziałam, że na ten Giewont to się z Kuźnic wyłazi. No i na tym bym skończyła. W Kuźnicach patrzymy: Giewont jest, 3h 15min powiadają, no to pilnujemy tego niebieskiego szlaku. Pierwszy etap wędrówki wiedzie szeroką, brukowaną autostradą, a ja powoli dostaję zadyszki. Idziemy w sumie dwójkami, bo tak się jakoś składa, że są ode mnie lepsi, ale są też gorsi. Także w bezpiecznych odstępach podążamy, jak się okazuje na miejscu, ku Polanie Kalatówki (to takowa istnieje?😜). Pogoda iście jesienna, wręcz wymarzona i począwszy od Kalatówek szlak robi się widokowy.
|  | 
| Kalacka Kopa, Kalacka Turnia i Kalacki Upłaz | 
|  | 
| Myślenickie Turnie i Kasprowy Wierch z jadącym wagonikiem | 
|  | 
| Dochodzimy do schroniska… | 
|  | 
| Suchy Wierch Kondracki, Przełęcz pod Kopą Kondracką oraz Kopa Kondracka | 
|  | 
| Szlak w jesiennych barwach | 
|  | 
| Za nami Myślenickie Turnie | 
|  | 
| Regle i turnie | 
|  | 
| Cel – Giewont | 
|  | 
| Takie tam Tatry przy okazji: Łopata, Kondratowy Wierch, Suchy Upłaz | 
|  | 
| Hala Kondratowa w otoczeniu regli Tatr Zachodnich | 
|  | 
| Goryczkowe Czuby, Kasprowy Wierch, w oddali Koszysta i Granaty | 
|  | 
| Jesienna Kopa Kondracka | 
|  | 
| Czerwony Grzbiet i Wielka Turnia | 
|  | 
| Siodłowa Turnia na tle Kończystej i Zawiesistej Turni oraz Hrubego Regla | 
|  | 
| Mała kolejka na szczyt | 
|  | 
| Kierunek Giewont! | 
|  | 
| Niebieski szlak z widokiem na Przełęcz Kondracką i Małołączniak | 
|  | 
| Barwy jesieni | 
|  | 
| Kopuła szczytowa | 
|  | 
| Krzyż na szczycie | 
|  | 
| Kopa Kondracka i szlak żółty prowadzący grzbietem Małe Szerokie | 
|  | 
| Kto by pomyślał, że ta dziewczyna założy górskiego bloga –> 4 lata temu pod szczytem | 
| Krzyż na Giewoncie | 
|  | 
| Przełęcz Kondracka, Kopa Kondracka i Małołączniak | 
|  | 
| Goryczkowe, Liptowskie Kopy i Tatry Wysokie | 
|  | 
| Kominiarski Wierch, Zadnia Kopka, Przysłop Miętusi i Osobita | 
|  | 
| Giewont | 
|  | 
| Szlak wzdłuż Małego Giewontu | 
Zastanawiam się, jak podsumować to moje osiągnięcie. Z perspektywy czasu jestem dumna, że w ogóle tam wylazłam, ale wtedy po zakończeniu trasy myślałam tylko o odpoczynku. Nie wspomnę o zakwasach, takich że przez tydzień nie byłam w stanie schodzić po schodach, ale to było nic w porównaniu z satysfakcją i dumą, jaką się posiadałam. A i jest być z czego dumnym, bo bez kondycji, z niegórskim trybem życia i przerwaną aktywnością sportową nie było ze mną tak źle. Najważniejsze, że takimi małymi krokami pociągnęło mnie w Tatry i tak już mnie przyciąga po dziś dzień. Cieszę się, że udało mi się ponownie zdobyć Giewont, jako już w pełni świadomej górołazce i to w wyborowym stylu! 😃 A poza tym nie ma się co wstydzić swoich początków. Nie każdy rodzi się zdolnym supermanem, najważniejsze by zdobywać doświadczenie, a to wychodzi mi nie najgorzej.
A Ty? Jaką znajdziesz wymówkę, by nie pójść w góry…? 😉
A.N.
  
29.09.2012 / 16.12.2016
 
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń