Gdy jesień przeplata się z zimą – Pilsko

Zima w październiku wyraźnie mi nie pasuje. Nasze górskie plany wciąż potrzebują dużej dawki złotej jesieni, a pierwszy opad sporej warstwy śniegu wyraźnie te plany pokrzyżował. Nie wspomnę już o odwołanym wyjeździe w słowackie Tatry, jednak nawet w Beskidach wolałabym posmakować jesieni aniżeli zimy. Pogoda na weekend nie zapowiada się szczególnie ładna, ale tak czy inaczej postanawiamy sprawdzić na własnej skórze, czy zima zagościła się na dobre czy tylko na chwilę.
W sobotę wyruszamy do Korbielowa i chcemy zdobyć Pilsko lekką trasą, może nie najkrótszą, ale z całą pewnością przedeptaną. Mnie zdecydowanie
bardziej kusiła pętla z Przełęczy Glinne, natomiast Bartek szybko odwlókł mnie od tego pomysłu, sugerując przecieranie szlaku i babranie się w kopnym śniegu. Ulegam. O 7:30 rozpoczynamy wędrówkę żółtym szlakiem z centrum Korbielowa, pamiętając iż kiedyś tę trasę uznaliśmy za całkiem przyjemną. Początek to droga jezdna, która doprowadza nas do granicy lasu. Całość krajobrazu opanowały złote oraz brązowe kolory i nic nie zapowiada, iż wyżej zagościła zima.

Droga pośród jesieni…
Poranek należy do absolutnie rześkich i dopiero po kwadransie rozgrzewamy się na tyle, by ściągnąć czapkę i rękawiczki. Odtąd ścieżka prowadzi trawersem, a korony drzew skutecznie zasłaniają nam światło, tworząc mroczną atmosferę. Wraz z wysokością gdzieniegdzie pojawiają się widoki, które są istną przeplatanką jesieni i zimy. W tym momencie zaczyna padać śnieg… 

Pada śnieg :)
Gdy zdobywamy kolejne metry wysokości pod naszymi nogami zaczyna pojawiać się śnieg. Podłoże pokrywa niewielka warstwa białego puchu, na który spadają kolorowe liście. Jednym słowem zima w Beskidach wyprzedziła jesień, z czego nie jestem w ogóle zadowolona. W dodatku całość trasy mnie niezmiernie nuży i o ile jakiś czas temu uznaliśmy szlak żółty za wygodny i przyjemny, o tyle dziś uważam go za totalnie nudny. Owszem nie jest wymagający, ale jego kompletna niewidokowość zaczyna mnie powoli dobijać. Zresztą nie ma co się dziwić, skoro w kwietniu zdobywaliśmy Pilsko tak panoramiczną trasą, iż nic jej nie przebije. Dzisiaj wieje nudą i nic tego nie zmieni. 

Jesienno-zimowy las
Najpierw śnieg, potem liście
Coraz więcej śniegu
Po upływie 1,5h docieramy do skrzyżowania ze szlakiem zielonym i szeroką drogą pokonujemy kolejne kilometry. Śniegu pojawia się coraz więcej, a kiedy wchodzimy w piętro lasu iglastego, krajobraz jest już iście zimowy. Warstwa pokrywy sięga około 0,5m. Robi się również bardziej mglisto i mroczno. 

Zima pełną gębą
Po upływie łącznie 2h, czyli czasu tabliczkowego docieramy na Halę Miziową. Szczyt Pilska pokryty białym puchem jest całkiem dobrze widoczny wraz z innymi pagórami Beskidu Żywieckiego. Nad nami wiszą ciemne chmury, więc tymczasem wchodzimy do schroniska posilić się przed podejściem, które zapowiada się na żmudne (jak to bywa zimą na Pilsku). W budynku nie ma nikogo poza obsługą. 

Schronisko na Hali Miziowej i Pilsko
Zimowa Hala Miziowa
Beskid Żywiecki
Z wnętrza schroniska
Po śniadaniu niespiesznie zbieramy manele do plecaka i bez żadnej spiny ruszamy na szczyt. Pogoda jest nieco gorsza, niż przed przerwą, ale i tak cały klimat robi biały puch nietknięty przez ludzką stopę. Stawiamy parę kroków wzwyż, gdzie postanawiamy zrobić kilka zdjęć. Tam nie wiadomo skąd podchodzi do nas pies i jak się okazuje prowadzi nas wydeptaną ścieżynką w górę. Pies przewodnik? Chyba tak, bo jak za nim nie nadążamy, to na nas czeka skubaniec ;) 

Z hali na Beskid Żywiecki
Psiak nas koniecznie chce prowadzić
Podejście w kopnym śniegu nie należy do najszybszych ani najłatwiejszych, zwłaszcza kiedy z Hali Cebulowej tniemy  zbocze po wydeptanej ścieżce. Nie ma sensu brnąć na czarny szlak i samemu przecierać drogę, już lepiej iść ostrzej. Pies wciąż prowadzi i ochoczo czeka na swoich wolniejszych podopiecznych, czasem zaledwie wystawiając uszy zza śnieżnej zaspy. Kiedy po 15 minutach nasza „lewa” ścieżka łączy się z czarną drogą idzie się nieco lżej. Teren jest płaski, a szlak wije się między zamarzniętą kosówką. Widoczność jest mocno ograniczona i umiera nadzieja na jakąkolwiek panoramę ze szczytu. 

Szlak pośród kosówki
Po upływie 25 minut docieramy do granicy, gdzie robimy krótki postój dla fotoreporterów. Zaczyna powiewać delikatny, ale chłodny wiatr. Rozglądamy się wokół, kręcimy koło słupka, po czym ruszamy w kierunku szczytu właściwego. Tutaj pies przewodnik nas opuszcza i wraca drogą, którą nas przyprowadził. Nieśmiało pozuje po czym ucieka. 

Przewodnik
Koniec wędrówki
Surowy krajobraz
Szlak zielony prowadzi wciąż wśród kosówki, tyle że na tym odcinku niebywale się zwęża. Wszystko za zasługą zamarzniętej kosodrzewiny, która wręcz położyła gałęzie na ścieżce. Efekt jest taki, że musimy się niemiłosiernie przeciskać, uważając przy tym by nie potargać ciuchów, ani ich za bardzo nie zmoczyć. Okazuje się nie być to wcale łatwe. Po 10 minutach zmagań osiągamy wierzchołek. Cudów nie ma: szaro, buro, zimno i ponuro. Ale i tak jest fajnie. Lubię tę górę :) 

Szczyt zdobyty
Widoków brak – po nie odsyłam tutaj
Together – szczęśliwi
Z wiadomych względów nie rozsiadamy się zbytnio na szczycie i po rozgrzaniu kubkiem herbaty zbieramy się do drogi powrotnej. Oczywiście do Miziowej udajemy się tym samym szlakiem, tyle że w dół idzie znacznie lżej i przede wszystkim szybciej. Po 25 minutach meldujemy się w schronisku na ponowną przerwę. Jest 12:00 i mamy sporo czasu na obijanie w zimowym otoczeniu.
Finalnie po 13:00 zbieramy tyłki i szykujemy się do powrotu. Chcemy zejść również do Korbielowa, tyle że szlakiem zielonym. Pierwszy etap pokrywa się z żółtym, więc idziemy znajomą drogą. Szlak jednak jest zupełnie inny niż poranny, gdyż wcześniej zamarznięty śnieg teraz zaczyna się topić. Dla nas oznacza to uniki przed spadającymi płatami z drzew, tak żeby w łeb nie dostać, bo najzwyczajniej boli… Jednym słowem oszukać przeznaczenie ;)
Po 20 minutach docieramy do znanego rozstaju i odtąd maszerujemy tylko zielonym szlakiem. Śnieg pod nogami topnieje, a w jego miejsce pojawiają się liście i błoto. Pojawiają się również widoki i to już całkiem smakowite. 


Robi się widokowo
Szlak prowadzi szeroką drogą umiarkowanie w dół, a słońce nieśmiało wyłania się zza chmur. Idziemy w znakomitych humorach, w ogóle nie zniechęceni brakiem widoków ze szczytu. Widoki możemy teraz podziwiać w pełni. Może faktycznie Babia Góra pochłonięta jest w ciemnej chmurze, może panoramę nieco przysłaniają kolejne wyciągi narciarskie, ale i tak kadry są pełne uroku. 

Jesienne widoki na Beskid Żywiecki
Nówka kolejka
Zielone wzgórza
Kolejny etap to zejście wąską ścieżką, potem trochę stokiem narciarskim, a potem już normalną droga jezdną. Widoki nie opuszczają nas ani na chwilę, a końcówkę pętli przemierzamy w delikatnej mżawce. 

Złota jesień
Korbielów
Stokiem narciarskim
Lubię Pilsko. Lubię tam wracać bez względu na pogodę i okoliczności, a trafiały się naprawdę różne. Zresztą szczyt ten już nie ma możliwości mnie zaskoczyć, bo jak linkowałam wcześniej lepszej widoczności aniżeli w kwietniu tego roku nie trafię. Ale to nic, po prostu lubię tę górę, bo niby druga w Beskidzie Żywieckim, a rzekłabym że bardziej kapryśna od Babiej Góry. W zasadzie dziś był pierwszy raz, kiedy na Pilsku mocno nie wiało i podejrzewam, że właśnie dlatego chmury osiadły na wierzchołku na dobre. Nieważne. Każdy ma jakieś swoje ulubione miejsca, a my z całą pewnością mamy Pilsko. I będziemy tu wracać: latem, zimą, wiosną i jesienią ;)

A.N.

08.10.2016


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz