Sielankowy szlak na Baranią Górę

Po majówce w Tatrach Niżnych zapragnęliśmy powrócić do korzeni i zawitać w Beskid Śląski. Mi wyjątkowo zachciało się pojechać na Baranią Górę i pozostała tylko kwestia którędy na nią wyjdziemy. Czas tego dnia też mieliśmy nieco ograniczony, więc wszystkie pętle powyżej 20km z góry były dyskwalifikowane, a wędrówka znana trasą nie była w ogóle brana pod uwagę. W końcu znajduję na mapie coś idealnego – opcja nowa i mieszcząca się w ramach czasowo-kilometrowych. Mogę iść spać.
Nazajutrz o 8:00 parkujemy samochód w Istebnej i rozpoczynamy wędrówkę szlakiem zielonym przy schronisku Zaolzianka. Dziś szczyt będziemy atakować zespołem trójkowym, a szlak jest wielką niewiadomą.


Czas start
Na początek czeka nas niewielkie wzniesienie, ale idąc po drodze asfaltowej to bułka z masłem. Po krótkim leśnym odcinku wędrujemy między domami w iście sielankowym klimacie. Po naszej prawej wyniośle piętrzy się Ochodzita, za to po Baraniej ani śladu.

Sielanka w Istebnej
Od rana czuć jak jest gorąco, pomimo że na dzisiaj nie zapowiadano upałów. Powietrze jest ciężkie i wcale nie umila wędrówki, ale ta nie jest na razie wymagająca i idzie się naprawdę przyjemnie. Cały czas zastanawiamy się, jak długo będą trwały te przyjemności, ale póki co nic nie wskazuje, by miały się skończyć. Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że na początku szlakowskazy nas nieźle postraszyły zapowiadając 2h 30min do schroniska, dlatego tak niecierpliwie wypatrujemy kolejnych tabliczek. Po 50 minutach w końcu wchodzimy w las i teraz delikatnie pniemy się w górę kamienistą ścieżką. Na szlaku jest sucho, a w lesie nieco chłodniej. Po kolejnych 10 minutach dostrzegamy pierwszy rozstaj i morale zostają podbudowane. Na Przysłop zostało zaledwie 30 minut, a po chwili rozpoznajemy miejsce, w którym się znajdujemy – Pod Karolówką. Kolejny odcinek trasy jest nam znany i pokrywa się ze styczniową pętlą z Kamesznicy. Półgodzinna droga niczym nas nie powinna zaskoczyć, a wręcz należy do przyjemnych.

898m n.p.m. zdobyte
Po zapowiadanych 30 minutach docieramy na Przysłop pod Barania Górą i wchodzimy do schroniska posilić się przed dalszą wędrówką. Kanapki smakują po wysiłku podwójnie, a na powrocie mam chrapkę na przysłopowy serniczek. Pozostaje tylko zdobyć szczyt i wracać po te smakołyki :D
Na wierzchołek prowadzi trójkolorowa droga, którą znamy od podszewki. Na początku czeka nas umiarkowane podejście, by z czasem szlak łagodniał. Wszechobecna zieleń przypomina jaką mamy porę roku :) 


Wiosenna wędrówka
Trójkolorowy szlak
Po 45 minutach wychodzimy na ostatnią prost i rozpoczynamy atak szczytowy. Zespół trójkowy jest w doskonałej formie i za nic sobie robi wspinaczkę na 1220m n.p.m. Na wierzchołku tłumów nie ma, wieża widokowa jest wręcz pusta, więc zmierzamy nań co nieco pooglądać :) 

Ostatnia prosta :)
Na kopule szczytowej pusto
Beskid Śląsko-Morawski
Skrzyczne też widać
Chill…
Przejrzystość powietrza może nie powala, ale nie mamy powodów do narzekania. Jest ciepło, delikatnie powiewa wiatr i nic nie stoi na przeszkodzie, by zrelaksować się na szczycie. Tak też robimy i wychodzi nam to całkiem nieźle :D 

Odpoczywamy
Po sowitym odpoczynku zawijamy z powrotem na Przysłop w celach wcześniej wspomnianych, czyli na smakołyki. Siedzimy na tarasie i wdychając górskie powietrze, popijamy zimną colę. Gdy nadchodzi godzina zero, a więc czas powrotu obieramy szlak czerwony w kierunku Przełęczy Kubalonka. Jednak dziś na przełęcz się nie wybieramy  - idziemy zaledwie do Stecówki, by podziwiać zabytkowy drewniany kościółek (odbudowany po pożarze w 2013r, kiedy to doszczętnie spłonął). Pierwszy etap trasy to niezbyt ostre zejście. Potem kawałek podążamy po asfalcie wzdłuż Czarnej Wisełki, by po 5 minutach skręcić w lewo i nieznacznie piąć się w górę. Po kwadransie znajdujemy się na 850m n.p.m. zwanych „Stecówka nad Pietroszonką”. W otoczeniu bujnej roślinności i soczystej zieleni podążamy dalej. 

Majowa ścieżka
Do celu pozostaje nam tylko kwadrans, który przebiega kawałek po luźnych kamieniach, a potem już drogą asfaltową, która będzie nam towarzyszyć po kres naszej wędrówki. Na Stecówce szybko znajdujemy obiekt naszych poszukiwań, w oddali widzimy schronisko, a wokół wiadomo – krajobrazy. Niezmiernie żałujemy, że nie byliśmy tu zanim kościół spłonął, by zobaczyć jego oryginalny wygląd. 

Kościółek na Stecówce
Schronisko – chyba trwa remont, bo elewacja i dach nie zachęcają
Beskidy
Idealne miejsce na wypoczynek
Czas nas nieco nagli, więc po paru zdjęciach uciekamy dalej. Cofamy się kawałek do szlaku i skręcamy w prawo na ścieżkę rowerową, która połączy się z naszą poranną trasą. Odcinek pokonujemy w 15 minut i teraz znaną nam drogą zmierzamy w kierunku samochodu. Wokół rozpieszczają nas jeszcze sielankowe, wiejskie widoki, których nie sposób minąć bez zatrzymania. 

Dom łąkami zalany
Istebna skradła moje serce
Szczerze mówiąc dzisiaj trafiliśmy na najbardziej leniwą trasę na Baranią Górę. Pętla okazała się również najbardziej wyciszająca i odrywająca od codzienności. Jak ja lubię się tak przyjemnie zmęczyć, a w sumie to wypocząć. Czy ja zwariowałam z tym zaprzeczeniem?! Tak! Bo my takie dwa wariaty jesteśmy :) 

Pozdro z Baraniej

A.N.
12.06.2016



2 komentarze:

  1. Taki post był mi potrzebny. Jakoś dotychczas niezbyt często organizowałam sobie wycieczki po okolicznych Beskidach, wybieram raczej nizinne i podmokłe rejony, z uwagi na łatwiejszą obserwację ptaków. Ostatnio zapałałam jednak ochotą na górskie wędrówki i takie opisy tras są mi potrzebne, żeby wiedzieć gdzie i jak:). Także Baranią Górę z pewnością "zaliczę" już wkrótce. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że złapałaś górskiego bakcyla. U mnie inspiracji pod dostatkiem ;) Pozdrawiam.

      Usuń