Kraina mlekiem i miodem płynąca - Tuł w pakiecie z Małą Czantorią

Dzisiejsza podróż wydawać by się mogła sentymentalna, ponieważ ostatni raz w tym miejscu byłam 15 lat temu. Nie pamiętam jednak kompletnie walorów krajoznawczych miejsca, w które się udajemy i mogę jedynie sugerować się tym co krąży w sieci. By rozpocząć naszą wędrówkę udajemy się do wsi Podlesie w powiecie cieszyńskim, dokąd doprowadza nas wąska, asfaltowa droga pośród zielonych wzniesień i sielankowych łąk. Czuję jakbym cofała się w czasie i przestrzeni, jakby takie miejsca już zupełnie nie istniały. Tutaj natura gra pierwsze skrzypce, a człowiek jest jakby gdzieś na dalszym planie. Moja dusza chłonie tę krainę szczęśliwości.

Wieś Na Budzin
Zielone wzgórza
Po pierwszych chwilach uniesień ruszamy w nieznane, bo jak już wspomniałam niby ciało tu było, ale umysł nic nie pamięta. Może wtedy nie było to tak mocne zderzenie z rzeczywistością jak dziś? Może w tamtych czasach łatwiej było o takie miejsca? Obieramy szlak czarny i wąskim asfaltem podążamy w kierunku Przełęczy pod Tułem oraz góry Tuł. Obserwujemy zielone pastwiska, błękitne niebo i leniwe chmury. Obserwujemy łagodne wzniesienia, ciche podwórza, trawę delikatnie smaganą porannym wiatrem. To maj w najczystszej postaci przemawia do nas, oferując wszystko co może najlepszego. Ciężko mi wyrazić to, co czujemy idąc pośród tej krainy mlekiem i miodem płynącej, ciężko mi uwierzyć że ten koniec świata był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Wolnym krokiem w zupełnym zapomnieniu idziemy w kierunku przełęczy, po czym skręcamy w prawo. 

Wędrówka w nieznane
Majowy Ostry
Z widokiem na Tuł
Czy dalej coś jeszcze istnieje…?
Przełęcz pod Tułem
Wciąż w sielankowym otoczeniu ruszamy na Tuł, który ma zaledwie 621m n.p.m. Źródła podają, iż szczyt znajduje się na Pogórzu Cieszyńskim, jednak orograficznie stanowi przedłużenie pasma Czantorii. Góra co by nie mówić, przyciąga uwagę zwłaszcza wiosenną porą, kiedy pokryta jest wszystkimi odcieniami zieleni. Szczyt wszakże nie leży na szlaku czarnym, ale jest na tyle blisko, że warto go odwiedzić. Szeroka ścieżka wręcz zachęca by go zdobyć, więc ruszamy śmiało pod niewielkie wzniesienie i niebawem znajdujemy się na soczystej łące ograniczonej płotem drzew. Maszerujemy w kierunku drewnianej ambony, trącając butami źdźbła pokryte poranną rosą. 

Prosto szlakiem, w lewo na Tuł
Za nami Przełęcz pod Tułem
Sielankowy kadr
Ścieżka niby niewidoczna…
Prawie przy ambonie
Making of…
Po kilku głębokich wdechach i to nie ze zmęczenia, lecz z zachwytu, ruszamy w kierunku lasku, w którym to musi skrywać się szczyt Tuł. Gdy tylko przekraczamy granicę, spostrzegamy rosnący dosłownie wszędzie czosnek niedźwiedzi i jego intensywny zapach wdzierający się w nozdrza. Idziemy wąską ścieżką pośród tych naturalnych pachnideł i chyba czuję, jak ustępuje mój katar 😉 Po chwili wychodzimy ponownie na łąkę i podczas zastanawiania się gdzie iść dalej, nagle dostrzegam wąską ścieżkę pośród drzew i czosnku. W najwyższym punkcie zbudowany został kopczyk i teraz już mamy 100% pewności, iż jest to szczyt 😃

Kto by nie poszedł na szczyt…
Ścieżka wśród czosnku
Na szczycie z kopczykiem
Widok nieco poniżej szczytu
Dumni i bladzi ze zdobycia tak wybitnego szczytu jakim jest Tuł, wracamy do znakowanego szlaku, a następnie do Przełęczy pod Tułem. Potem nas czeka ponownie niesamowita droga pośród zielonych polan oraz sielankowych kadrów i ponownie nie możemy wyjść z zachwytu nad naturą prawie nietkniętą ręką człowieka. Piękne miejsce…  

Dzisiaj powrót tym samym szlakiem nie nudzi ;)
Tuł zdobyty
Docieramy do miejsca postoju samochodu i kontynuujemy wędrówkę szlakiem czarnym, który ma za zadanie nas doprowadzić na szczyt Czantorii Małej. Odcinek przewidziany jest zaledwie na 45 minut marszu, więc jest to całkiem przyzwoity czas. Niebawem odbijamy w lewo na leśną ścieżkę, a teren znacznie się wyostrza dając nam nieźle popalić. Wspinamy się coraz wyżej pośród luźnych kamieni i leśnej ściółki, a jedyne odgłosy do nas dochodzące to śpiew ptaków. 

Kierunek Czantoria
Leśne podejście
I dalej las…
Po 40 minutach szlak czarny łączy się z żółtym i po kilkunastu metrach zdobywamy szczyt Czantorii Małej, a właściwie to nie 😜 Chwila ta nastąpiła dopiero później, a to wszystko przez rozbieżność map dostępnych na rynku. Otóż mapa Compass zaciekle pokazuje szczyt Małej Czantorii na czarnym szlaku turystycznym, podczas gdy wydawnictwo Comfortmap! wierzchołek umieściło około 500 metrów obok szlaku i właśnie ta informacja jest poprawna. Na szczyt właściwy postanawiamy dotrzeć w drodze powrotnej, a póki co udajemy się do górnej stacji kolei Poniwiec, skąd o ile mnie pamięć nie myli, rozciąga się całkiem zacna panorama. Najpierw jednak strzelamy kilka zdjęć z oszukanego szczytu, albo by lepiej brzmiało spod tabliczki nieopodal szczytu. 

Kopuła podszczytowa ;)
Mamy moc!
Na Poniwiec!
Czantoria Wielka i Poniwiec widziane spod szczytu Małej Czantorii
Na Poniwiec prowadzi szeroka droga grzbietowa, a co za tym idzie widokowa. Niestety pogoda obecnie z nami nie współpracuje i ciemne chmury wraz z gęstym powietrzem niwelują wszelkie sielankowe kadry. Idziemy jednak w znakomitych humorach do ostatniego i zarazem najdalszego punktu naszej wędrówki. Docieramy tam po 15 minutach i w końcu rozsiadamy się do zasłużonego śniadania, a jak powszechnie wiadomo nic nie smakuje lepiej niż kanapki w górach. I właśnie przy tych kanapkach rozkminiam zagadkę szczytu Małej Czantorii, który ochoczo uśmiecha się do mnie z góry wraz z jakimś masztem. Póki co delektujemy się odpoczynkiem. 

Widok na Ustroń i Równicę
Kolej linowa Poniwiec
W kierunku Wielkiej Czantorii
Widok na Małą Czantorię
O 11:00 ruszamy w drogę powrotną, która będzie jednak pełna niespodzianek i nowych dla nas miejsc. Na początek ciśniemy na ten kuszący szczyt Czantorii Małej i przeczuwam, że będzie smakowity. Na wierzchołku podrabiańcu zebrało się już całkiem sporo ludzi, jednak my bach w lewo w las i dawaj na ten szczyt. Po upływie chyba minutki rozpościera się przed nami zielona polana, a jak polana to musi być widokowo. W najwyższym punkcie znajduje się betonowy trójnóg, więc tam zmierzamy udokumentować naszą zdobycz. Widoki również są zacne – na Poniwiec, Wielką Czantorię, a pod drugiej stronie na równiny od Skoczowa pod Cieszyn. Urocze, ciche miejsce…

Beskid Śląski
Skoczów i Ustroń w dole
Czantoria Wielka i Poniwiec
Trójnóg szczytowy
I radość ze zdobycia szczytu :P
Niebawem wracamy na szlak i powoli zaczynamy tracić wysokość, jednocześnie wypatrując pierwszej krzyżówki ze ścieżką turystyczną. Interesuje nas bowiem szlak partyzancki biało-czerwony, który jest jakby obwodnicą drogi, którą na Czantorię weszliśmy. Pod kwadransie na drzewie dostrzegamy pożądaną farbę i zamiast skręcić w prawo idziemy na wprost. Początkowo szeroka droga nagle odbija w lewo i zamienia się w klimatyczną, wąską ścieżkę prowadzącą pośród świerków, a każdy krok miękko wbija się w ściółkę pełną igieł i szyszek. Zapach lasu wdziera się w głąb umysłu, a śpiew ptaków nadaje rytm naszym krokom. 

Ścieżka spacerowa
Świerkowy las
Klimatycznie
Po pokonaniu około kilometra docieramy do Pomnika Partyzantów skrytego w cieniu świerków. Z tablicy można wyczytać, iż zostało tu rozstrzelanych przez hitlerowców 6-ciu mężczyzn. Niebawem ruszamy dalej, do kolejnej jakby nie było atrakcji, czyli granicy państwa. Czeka nas tam 0,6km, a wiemy to dzięki świetnemu oznakowaniu szlaku i wiarygodnym tabliczkom. 

Pomnik Partyzanów
Godne oznakowanie
Po 5 minutach faktycznie docieramy do Czech i oficjalnie mogę ogłosić dzisiejszy trekking wycieczką zagraniczną 😜 Z Lesznej Górnej, czyli naszego obecnego położenia, mamy niespełna 10 minut marszu do czeskiego Nydka, a jeszcze lepiej wybrać się tu na rower i machnąć pętelkę czerwonym szlakiem przez Trzyniec. Wszakże asfaltowe podłoże wręcz zachęca do takiego czynu. Może kiedyś… 

Jestem w Czechach! :P
Granica państwa
Do samochodu pozostało nam zaledwie 15 minut marszu wśród wysokich świerków w bajecznych odcieniach zieleni. Najchętniej zostałabym w tym lesie dłużej, bo działa na mnie niesamowicie kojąco. Po drodze mijamy jeszcze Spowiedzisko, które jest kamiennym obeliskiem, po czym docieramy do wsi Podlesie. Ta nas wita jeszcze większą sielanką aniżeli rano, ze względu na rewelacyjne światło i kolor nieba kontrastujący z zielenią ziemi. Coś fantastycznego zanurzyć się w tej otchłani naturalnych barw i odgłosów przyrody. Cholera! Ależ tu pięknie! 

Końcówka szlaku spacerowego
Popołudniowy Tuł
Rzuć wszystko i przyjedź do Podlesia :D
Zasłużony relaks
Tuł z Jemiołą
Dzisiejszy dzień był jednym z lepszych wypadów w Beskid Śląski, który jak się okazuje potrafi mnie jeszcze zaskoczyć. Ta kraina wiecznej szczęśliwości skradła moją duszę. Nie podejrzewałam, że ten skrawek wiejskiej ziemi przy granicy z Czechami skrywa takie bogactwo krajobrazowe, a niewielkie wzniesienia zaczarują górską duszę. Nie wiem jak Was zachęcić do tego regionu i czy w ogóle to robić, bo im Was tu mniej, tym ja znajdę większy spokój. Ale nie będę egoistką, przyjedźcie raz, a Pogórze Cieszyńskie Was pochłonie. Dla mnie to taka beskidzka Tarnawa… może trochę wyolbrzymiam, ale tylko to porównanie przychodzi mi teraz do głowy. Zamykam oczy i czuję zapach wsi oraz ciepły, majowy wiatr…

Sielanka

A.N.

14.05.2017


1 komentarz:

  1. Niewiarygodna zieleń wypływa z tych zdjęć. Trochę przesterowana, ale i tak biorę ją w ciemno po tej długiej zimie.

    OdpowiedzUsuń