Wycieczka zagraniczna na Wielka Raczę

Po kilku tygodniach bieganiny i miejskiego zgiełku w końcu mamy czas pojechać w góry, a w dodatku zapowiada się upalny weekend. Już przeszło rok nie byliśmy na Wielkiej Raczy, więc dziś postanawiamy ją zdobyć, tyle tylko że zachciało nam się wycieczki zagranicznej ;) Nasza trasa w większości będzie przebiegała przez Słowację, a rozpoczniemy ją z miejscowości Oščadnica.
Po 1,5h jazdy samochodem startujemy żółtym szlakiem. Dochodzi godzina 9:00 a jest już ponad 25st C. Ojjj to będzie dłuuugi i ciepły dzień… Początkowo idziemy około 15 minut drogą między domami, by potem odbić na ścieżkę pośród łąk. Otoczenie jest bajeczne. 




Droga prowadzi delikatnie pod górę, a my z każdą minutą co raz bardziej odczuwamy palące słońce. Robimy regularne postoje na wodopój, a ku ukojeniu duszy pojawiają się pierwsze widoki za plecami.



Po około 30 minutach wchodzimy w las (czytaj cień :D), raz idąc po równym a raz lekko pod górę. Bez żadnych większych ekscesów, łącznie po 1h 15min osiągamy szczyt Kikuli, gdzie robimy krótki postój na posiłek. Jesteśmy na styku granic polskiej i słowackiej.



Dalszą wędrówkę kontynuujemy szlakiem czerwonym wzdłuż granicy. Droga prowadzi po równym, w większości zacienionym terenie, a przed nami jeszcze 8,5km do Wielkiej Raczy. Podczas marszu towarzyszą nam całkiem przyjemne widoki. Obserwujemy między innymi Bendoszkę i pasmo Małej Fatry.






Stałym tempem zmierzamy przed siebie bez większych postojów. Zatrzymujemy się jedynie na uzupełnienie wody, bo upał wciąż daje się we znaki. Po godzinie przyjemnego spaceru zaczynamy podejście na Upłaz, a potem już na nasz cel - Wielką Raczę. Zdobywanie szczytu rozpoczynamy prawie że w południe co znacznie mnie spowalnia. Jest gorąco…i zaczyna boleć głowa :/ Marzę o odpoczynku i cieniu. Jedynym ukojeniem okazuje się wiatr, który towarzyszy nam przez cały dzisiejszy dzień. Bez tego byśmy padli. Ostatnie podejście, ścieżka przez las i oto przed nami stoi schronisko. Urat(d)owani! Wchodzimy do środka po zimną colę i jemy śniadanie w widokowym przedsionku :) 



Po chwili wytchnienia opuszczamy schron i udajemy się na szczyt kolejno zaliczając atrakcje. Najpierw wieża widokowa i sesja pasm górskich, n
astępnie idziemy pod krzyż, gdzie również strzelam parę fotek, potem tabliczka szczytowa, a na koniec rozkładamy się na trawie. Teraz słońce, leżing i błogie „mam wszystko gdzieś” :D








Po 1,5h leniuchowania czas zbierać się do drogi powrotnej. O 14:00 ruszamy słowackim, zielonym szlakiem wzdłuż wyciągów narciarskich. Po 30 minutach docieramy do rozstaju i zmieniamy szlak na niebieski.



Przed nami ostatnia godzina wędrówki, a im niżej tym robi się bardziej gorąco… Schodzimy równym tempem, aż do momentu kiedy szlak zaczyna prowadzić wzdłuż stoku narciarskiego i do tego jeszcze po kamieniach. Mocno nas to spowalnia. Po 45 minutach wchodzimy na drogę asfaltową i spokojnym tempem po kwadransie meldujemy się na parkingu. Wycieńczeni zmieniamy buty (dobrze że wzięłam japonki :D) i czym prędzej załączamy klimatyzację.
Pomimo tego upału trasa była przyjemna. Szlak warty polecenia i prawie całkowicie pusty w  przeciwieństwie do „naszego” żółtego. Wracamy spełnieni do domu, a niedosyt gór został zaspokojony… na tydzień ;)

A.N.

13.06.2015
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz