Trekking wśród zielonych wzgórz - Salatyn


Tatry Niżne intrygowały mnie od dawna, ale jednak trochę musiały poczekać na swoją kolej. Wreszcie termin pada na weekend majowy i chociaż ma on zaledwie 4 dni, to chcę jak najobszerniej poznać to pasmo górskie.
Pierwszy trekking w tym paśmie rozpocznę z mieścinki Liptovská Lúžna, skąd startuje szlak czerwony na Salatyn. Wyruszam o godzinie 9:00 i początkowo drogą asfaltową zmierzam w kierunku zielonych wzgórz. 
Niebawem kończą się domostwa, a szlak kluczy wśród polan i drzew. W powietrzu czuć zapach wiosny, a wszechobecny maj wypełnia moje płuca

Szlak czerwony
Zielone wzgórza - Tatry Niżne
Majowa sielanka
Szlak czerwony nieustannie prowadzi wzdłuż potoku Ráztočná, a ja z czasem wkraczam w piętro lasu, czyli zbawiennego dla wędrówki cienia. Maszeruję przed siebie wciąż szeroką, umiarkowanie wznoszącą się ścieżką, a mojego celu nadal nie widać. Po kolejnej godzinie przyjemnej wędrówki teren ponownie się odsłania i oto pojawia się Salatyn we własnej osobie. I nawet intrygujący to szczyt.

Salatín
Kolejny etap wędrówki to ścieżka prowadząca wśród zielonych, soczystych polan. Wszystko byłoby cudnie i miodnie, gdyby nie fakt, iż szeroka droga będąca szlakiem jest rozjeżdżona przez sprzęt ciężki. Do tego dodam, że wczoraj nieźle dolało, co w efekcie daje wielkie, rzadkie i głębokie błoto… Jak mogę tak je obchodzę, czego skutkiem jest deptanie miękkiego dywanu trawy, bo iść szlakiem się nie da. Po upływie 45 minut, czyli dokładnym czasie z mapy docieram na Ráztocké Sedlo. Wychodzi na to, że albo drastycznie spadła mi kondycja, albo ichnie szlaki nie są zawyżone. 

Szlak „brązowy”
Ráztocké Sedlo
Po krótkiej przerwie i doładowaniu organizmu wodą oraz kanapką, ruszam w dalszą drogę. Na szczyt pozostaje 1h 25minut i patrząc na mapę, nie wygląda to dobrze - będzie ostro, będzie konkret podejście. W rzeczywistości wszystko się ładnie zgadza. Początkowo podchodzę lasem liściastym, a następnie iglastym i jest bardzo ostro. Po około 15 minutach żegnam się z piętrem reglowym i wychodzę na odsłonięty teren. Pojawiają się przyzwoite widoki, ale moją uwagę w całości przyciąga ścieżka prowadząca w górę dosłownie na krechę. Podłoże jest na tyle sypkie, że kamienie wprost uciekają spod nóg, do tego jest mega gorąco, co tylko pogłębia wysiłek, a wszystkie te czynniki skutecznie spowalniają. Dosłownie co kawałek zatrzymuję się na łyka wody i kontynuuję to makabryczne podejście. No ale skoro teren jest odsłonięty i pojawiają się widoki, to tej optymistycznej wersji się trzymam 😉

Widoki na podejściu
Po godzinie walki teren nieco łagodnieje, a ścieżka wije się między kosówką. Czuję, że nieuchronnie nadciąga koniec wędrówki, gdy nagle niespodziewanie w tejże gęstwinie wyrasta tabliczka „Salatyn”. Że to już?! Jednak wierzchołek właściwy znajduje się kawałek dalej na szlaku zielonym, tam gdzie również jest metalowa skrzynka oraz pachoł. Na Salatynie żywych istot brak, tak jak i na całej trasie. Spokojnie siadam na pachołku szczytowym w otoczeniu pachnącej kosodrzewiny i podziwiam widoki. Wróć…! Coś chyba pomieszałam… Tu wcale nie było pachnącej kosodrzewiny, znaczy się kosodrzewina owszem i była, ale na szczycie unosił się intensywny zapach fekaliów. No więc w tych oto okolicznościach podziwiam rozległą panoramę, po czym dość szybko schodzę ze szczytu nieco niżej - na zbocze, gdzie już spokojnie mogę chłonąć i widoki, i powietrze 😉 Niestety w taki upał przejrzystość pozostawia wiele do życzenia i krajobraz jest zdecydowanie zamglony. Uroki maja.

1630m n.p.m. zdobyte – wierzchołek właściwy!
Widok ze szczytu na wschód
Południe: Tatry Niżne – pasmo Prasivej
Południowy wschód: Pasmo Dumbierskie
Zachód: zamglona Wielka Fatra
Na zboczu najlepiej!
Po zasłużonym odpoczynku przychodzi czas na niechciane zejście, a niechciane z prostego powodu: wracam tą samą ścieżką. Taka wersja niestety jest konieczna ze względu na dzień „przyjazdowy”, więc trasa nie może być przesadnie długa, a w przypadku Salatyna wszystkie pętle opiewały w granicach 25-30km, co na starcie je wykluczało. No i takim oto sposobem czeka mnie to, co czeka. Pierwszy odcinek pokonuję sprawnie, ale w końcu przychodzi czas na strome zejście. O ile w górę szło się źle, o tyle w dół jest miazga. Sypki grunt ucieka spod nóg ze zdwojoną siłą, co sprawia, że raz za razem podjeżdżam. Kije nieco ratują sytuację, ale i tak jakoś szczególnie przyjemnie nie jest. Zamiast rozglądać się wokół i podziwiać urokliwe zbocza Salatyna, muszę gapić się w ziemię… 

Salatyńskie zbocza
Po kilku ślizgach, kilkunastu przekleństwach i kilkudziesięciu krokach znajduję się ponownie na przełęczy. Nie mam nawet powodów do narzekania, bo najgorszy odcinek zajął niespełna 40 minut. Bez zbędnych ceregieli idę dalej przez łąki, a im jestem niżej, tym jest bardziej gorąco. Niebawem ku mojemu zdziwieniu mijamy pierwszego dziś człowieka, ostatni rzut oka na szczyt, po czym znikam w lesie. 

Salatyn
Leśny odcinek przebiega nadzwyczaj szybko i już po 40 minutach znajduję się na sielankowych polanach. Robię chwilę przerwy i chłonę tę soczystą zieleń oraz gorące promienie słońca. Ostatni etap przebiega wygodną drogą, najpierw żwirową, a potem asfaltową, więc spokojnym krokiem zmierzam do samochodu, wciąż podziwiając okoliczne szczyty. Po magicznych 40 minutach melduję się na finiszu i wskakuję w lżejsze obuwie.

Sielanka
i sielanka!
Ostatni odcinek przebiega w takich okolicznościach
Dzisiejsza trasa okazała się być strzałem w dziesiątkę na zapoznanie z Tatrami Niżnymi. Pasmo okazało się puste i sielankowe, więc tylko rozbudziłapetyt. Teraz czeka mnie przemieszczenie się do Liptowskiego Mikulasza, a konkretnie do miejscowości Demänová, gdzie zatrzymam się na 3 noce. Tam nie pozostaje mi nic innego, jak relaks przed jutrzejszą wędrówką.


A.N.

26.06.2016



5 komentarzy:

  1. chętnie poczytam jeszcze o Tatrach Niżnych, też je gdzieś mam na liście ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Salatyn jest taki "normalny", ale następna relacja będzie smakowita :D

      Usuń
  2. W Tatrach Niżnych jeszcze nie byłam, ale jak w końcu tam dotrę to chciałabym przejść całą grań. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że te Niżne to takie Karpaty w pigułce :) Hasło bardzo zachęcające do odwiedzin. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się to określenie i jest w nim sporo prawdy :)

      Usuń
  3. Na Słowacji to w ogóle jest się ciężko zdecydować na jakieś pasmo, tyle tego ;)

    OdpowiedzUsuń